Naciąganie widza na tanie pseudofilozoficzne sztuczki, wciskanie oczywistych oczywistości, z których próbuje się robić wielką teorię, wykorzystując do tej hochsztaplerki szlachetną dziesiątą muzę! I to na śmiertelnie poważnie! Ludzie, to jest podane na serio, nie z przymrużeniem oka! Ręce opadaja... Film prezentuje stek komunałów, na które wpadłby bez problemów przeciętny uczeń podstawówki, ale ten film nie daje w zamian wiele w warstwie formalnej. Przeciwnie, niektóre sceny, zwłaszcza te z mostem, to Monty Python dla ubogich /z całym szacunem dla MP i wszystkich niezamożnych;)/. I do tego wszystkiego nachalny narrator, który łopatologicznie objaśnia wszytko widzowi (robiąc przy tym z oglądającego idiotę) i który jest tylko dowodem na poważne ograniczenie języka filmowego twórcy. Żenada.
Jedyny plus za stronę wizualną, która jako tako broni przed całkowitą kompromitacją ten niemiłosierny stek truizmów, który swą niepoważną nachalnością wręcz wymusza (niezamierzenie, rzecz jasna) następujący apel: widzowie, nie dajmy się szantażować intelektualnie kabotyńskimi bzdurami, to nie sztuka, to nie film, to tanie dyrdymały ubrane w mało wyszukany obraz!