Naciągany, naiwny i przewidywalny scenariusz, kończący się telenowelowym happy-endem.
Ktoś, kto przeżył w życiu coś więcej, niż ślepe zauroczenie, łatwo stwierdzi, że to tani kicz dla
tych mniej doświadczonych.
Nie polecam dla tych, którzy wiedzą, co to znaczy porażka, brak, cierpienie czy nieszczęście.
Dla tych, którym pojęcia te są obce, a którzy pragną utwierdzić się w tym, że romantyzm nigdy
nie wiąże się z bólem, polecam z całego serca tę bzdurną komdyjkę.
Może trochę nierealny, może ckliwy, może i nawet przewidywalny... Ale powiedz mi dlaczego jest to film oparty na faktach?
Chodzi mi o to, że mój poprzednik napisał, iż jest to film o nierealnej ckliwej, bzdurnej historyjce z happy endem. Ale skoro ten film oparty jest na historii prawdziwej, to oznacza, że takie rzeczy są możliwe. A tak na marginesie - w filmie tym również był ból, np. w momencie, gdy on pozwolił jej odejść. I zrobił to właśnie z miłości...
Nie zgadzam się, że to historia dla "tych mniej doświadczonych"... Mam ponad 30 lat, nie uważam się za mało doświadczoną życiowo, niejedno przeżyłam, a film ten oglądałam z przyjemnością. I nawet happy end mi w tym nie przeszkodził ;)
dokładnie, to, że jest oparty na faktach sprawia, że nie jest bzdurną komedyjką stworzoną według stałego wzoru
Kim Carpenter, asystent trenera baseballu, poznał Krickitt Pappas z Kalifornii jesienią 1992 roku. Ślub wzięli następnego roku we wrześniu, a 24 listopada na autostradzie międzystanowej numer 40 ulegli wypadkowi. Kim doznał lekkich obrażeń, Krickitt uwolniono z wraku samochodu dopiero po 70 minutach. Lekarze dawali jej małe szanse na przeżycie. Doznała poważnych uszkodzeń czaszki i zapadła w śpiączkę. Gdy po 21 dniach odzyskała świadomość, była inną osobą. Uszkodzenia mózgu spowodowały specyficzną amnezję: kobieta zapomniała wszystko z dwóch ostatnich lat przed wypadkiem, w tym męża, którego zaczęła uważać za obcego natręta. Kim nie zrezygnował z miłości i za radą terapeutów zaczął ponownie chodzić z żoną na randki. 25 maja 1996 roku zawarli raz jeszcze związek małżeński.
Historia zacna, ale wykonanie dla pewnego, ściśle wybranego grona odbiorców. Młodych, romantycznych, żyjących w świecie bajki i fantazji.
żyjąc w dzisiejszej polsce nie dziwie się, że ludzie lubią takie pokrzepiające, ckliwe historie z happy endem
czasami kiedy jest sie zawalonym mnóstwem problemów, chce sie w weekend obejrzeć film który wywoła na naszej twarzy uśmiech a nie smutek, nie przesadzajmy z ambitnym kinem, niektóre filmy mają nas oderwać od codziennego życia i zrelaksować
Film wcale nie jest przewidywalny.
Ja spodziewałem się w trakcie filmu, że: po przebudzeniu: Paige okaże się tajną agentką, wredną babą, psychopatyczną morderczynią, ect... Potem, spodziewałem się, że: okaże się, że przyczyna ucieczki od rodziców przed wypadkiem, będzie mocno sensacyjna, że ojciec zacznie się mścić, że matka wykręci jakiś ostry numer, w końcu, że Paige będzie miała drugi wypadek po którym odzyska pamięć, że Leo dokona jakiegoś niezwykłego czynu, że ostateczny powrót do siebie, będzie romantycznym skopiowaniem pierwej randki.
A tu figa, okazało się, że wszystko potoczyło się tak, jak by to zdarzyło się naprawdę. Oczywiście, w prawdziwym życiu - mogli by już do siebie nie wróć, ale nikt nie nakręciłby takiego filmu.