Czy Was to również drażniło, kiedy w scenach na lodzie nie wykorzystano aktorów, tylko doklejono im zwyczajnie twarze do dublerów? (Chyba, że to moje zwidy). Straszna amatorka, randomowy internauta zrobiłby to lepiej.
Niemniej film jest doskonały, co za szalona jazda.
O tak! Podczas oglądania filmu niczego nie widziałam prócz tej wirującej twarzy Margot "doklejonej" do ciała profesjonalnej łyżwiarki. Podobnie miałam przy Lidze Sprawiedliwości i twarzy Henry'ego Cavilla (afera z usunięciem wąsów). Zdecydowanie zepsuło mi to seans.
Idę o zakład, że gdybyś nie wiedziała tego wcześniej to nawet nie zauważyłabyś tych 'doklejonych twarzy'. Ot potęga autosugestii.
W tym rzecz, że o tym nie wiedziałam. Dopiero po seansie szukałam informacji na zagranicznych stronach (na polskich jeszcze wtedy nic nie było na ten temat) co się stało z twarzą Cavilla. A twarz Margot była zdecydowanie za jasna, a w niektórych scenach, gdzie była pokazana z półprofilu widać było twarz dublerki. I nie chodzi o potęgę autosugestii, ale jak ktoś każdy weekend spędza w kinie a z zawodu jest grafikiem komputerowym to takie rzeczy dostrzega ;). Mój chłopak też tego nie zauważył dopóki mu nie powiedziałam :)
Ja się nie przyglądałem, chociaż już o tym wiedziałem wcześniej ;)
Wąsy Cavilla to taki problem? Ten film ma okropne CGI, że tak drobny szczegół nie powinien mieć żadnego znaczenia.
Zgadzam się, a Margot (choć piękna) wygląda bardzo dojrzale, żeby nie powiedzieć staro. I jak dla mnie też była za "potężna" jak na łyżwiarkę figurową. Reszta zawodniczek to przy niej drobinki.
Prawdziwa Tonya Harding to była taka kobyła (jak na łyżwiarki). Jedyne co tutaj nie pasuje to 13 cm różnicy wzrostu między obiema paniami. Choć w kamerze aż tak tego nie widać.
Dokładnie, prawdziwa Tonya też nie miała figury drobinki, dzięki temu jej skoki były takie wysokie i pewne (zakładając, że Tonya akurat była w formie).
Tak to jeden z nielicznych minusów filmu. Wolałabym żeby dozbierali trochę więcej kasy na lepsze CGI
Nie. Nie drażniło mnie to. Nawet tego nie zauważyłem, a nawet gdybym zauważył to też by mnie to nie drażniło. Tak jak nie drażniło mnie to, że oglądałem film aktorski, a nie cokolwiek innego. To, że znani aktorzy wcielają się w prawdziwe i fikcyjne postaci, że miejsca graja podobnie jak aktorzy, wcielając się w to czym nie są, że stosuje się dekoracje, atrapy i różne sztuczki. Nie jest to niczym nowym. To film.
Mnie drażniło głównie to, że 28-letnia aktorka grała w tym filmie dziewczynę w wieku 15-23 lata a wyglądała na 40. Kto tam robił charakteryzację?? Na dodatek fizycznie w ogóle nie była podobna do prawdziwej postaci.
A wiesz jaka była moda na przełomie lat 80-tych i 90-tych? Właśnie taka: kiczowata, pretensjonalna, krzykliwa i postarzająca.
Owszem, ale co ma piernik do wiatraka? Na tej fotce prawdziwa Tonya też wygląda na starszą w tej fryzurze, no ale nie aż tak jak w filmie: https://pmcvariety.files.wordpress.com/2018/07/sharp-edges1.jpg?w=1000&h=562&cro p=1
Ma to, że wtedy każdy wyglądał na więcej, przez tę koszmarną modę właśnie. Dlatego mnie to jakoś szczególnie nie raziło. Może też dlatego, że nie wczytywałam się bardzo w różnicę wieku między aktorką, a odtwarzaną przez nią postacią. Rozumiem jednak, że nie każdemu musi się to podobać :)