Truffaut nakręcił adaptację amerykańskiego kryminału pt. "Strzelajcie do pianisty", po której to zarzucano mu zdradę nowofalowych "ideałów". "Jules i Jim" to jego trzeci film i zarazem dzieło, po którym znowu Truffaut otrzymał "owacje na stojąco".
Paryż roku pańskiego 1912. Francuz Jim poznaje Niemca o imieniu Jules i niemal natychmiast się ze sobą zaprzyjaźniają. Obaj są wielkimi fanami literatury i szeroko pojętej sztuki, spędzają ze sobą mnóstwo czasu, nawet każdy posiłek jedzą nierozłącznie. Jim ma duże doświadczenie z płcią piękną, zaś Jules niewielkie. Niedługo poznają Catherine - będącą dla nich niemal ideałem, kobietę fizycznie idealną, obaj spędzają z nią dużo czasu i wkrótce powstaje tu przyjacielski trójkącik. Jednak oczywiste jest to, że ktoś tu musi się w niej zakochać, prawda? A zakochują się w niej obaj panowie, jednak to Jules się jej oświadcza, Catherine odwzajemnia jego uczucia i wkrótce się pobierają. Tymczasem rozpoczyna się już pierwsza Wojna Światowa, która rozdziela naszą trójkę. Jules i Jim stoją po przeciwnych stronach konfliktu, Catherine czeka gdzieś na swojego męża. Wojna się kończy - Jules i Catherine mieszkają razem w Niemczech, niedługo przyjeżdża do nich w odiwedziny Jim. Okazuje się, że małżeństwo to nie jest małżeństwem szczęśliwym, Catherine już nie raz zostawiała Julesa wraz z ich małym dzieckiem, miała niejednego kochanka. Uczucie Jima odżywa do niej na nowo, a i tym razem wygląda na to, iż ona nie pozostanie obojętna. Tak oto trójkat przyjacielski staje się trójkatem miłosnym.
Akcja filmu dzieje się na przestrzeni wielu lat - od początku wielkiej męskiej przyjaźni, aż do jej samego końca, który musiał nastąpić (ale nie zdr5adzę juz jak sie zakonczy, a gwarantuje, że tego nie przewidzicie). Film ten jest w pewnym sensie mądry, a chwilami nawet i piękny. Pełno tu cytatów literackich, filozoficznych - na miarę Godarda, chcialoby się powiedzieć. Oto najprawdziwsza przyjaźń, taka jakiej naprawdę można pozazdrościć. Oto też kobieta - istna femme fatale, choć nie schematyczna jesli o taki wizerunek kobiety chodzi. Kobieta, która jednak wbrew pozorom nie zniszczy tu przyjaźni bohaterów tytułówych, ale i nie o to tu chodzi. Chodzi o wyrozumiałość, o zrozumienie życia o miłość do wizerunku kobiety idealnej. Chodzi też o jakąś próbę zrozumienia jaka jest wlasciwie kobieta. A to zrozumienie nie jest możliwe - bo kobieta to kobieta, a mężczyzna to mężczyzna.
aktorstwo - bardzo naturalne, pierwsza klasa - w roli kobiecej wystąpiła bardzo znana swego czasu Jeanne Moreau. Muzyka - przez 90% trwania filmu na możliwie najwyższym poziomie, pod koniec czułem się nią jednak zawiedziony, nie do końca mi pasowała do finału. Zdjęcia: dużo miasta, a później dużo przyrody, nic na minus, ale zakochać się w nich chyba też nie można. O fabule już było, dodam tylko, że mamy tu jeszcze narratora, który zdradzajac widzowi myśli bohaterów w danych scenach, znacznie ich widzowi przybliżył, może tez wyjasnil po prostu pewne kwestie. D otego np. wstawki z dokumentalnych filmów archiwalnych z czasów I Wojny Światowej. Czyli znowu skojarzenia z kinem Godarda, choć ogólnie rzecz biorąc, w przeciwieństwie do Godarda, filmy Truffaut chyba ciężko nazwać jakąkolwiek awangardą. No moze nie jakąkolwiek, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że ten film jest świetny.