Nie daje mi spokoju scena, kiedy McKay pod koniec filmu jadąc samochodem zaczyna mówić do siebie, śmiać się i bredzić od rzeczy ? Co się z nim wówczas dzieje ?
No przecież to dość jasne...startowanie w wyborach na tak ważne polityczne stanowisko, w jego przypadku tak trochę z marszu, to chyba wielka odpowiedzialność a tym samym ogromny stres, nie sądzisz? No a ze stresu jak wiadomo ludzie zaczynają lekko wariować, śmiać się nerwowo (jak w tej scenie z telewizją). Napięcie i tyle.
Hehe, najwyraźniej. A sam film bardzo fajny, polecam innym forumowiczom. Przede wszystkim bardzo dobra rola Redforda.
Podpisuję się. Można by rzecz, że jest to pierwsza część wielkiej trylogii filmów politycznych lat 70tych z Redfordem w roli głównej :)
Nie odebrałem tego jako obłęd, ale jako świadomą autoironię bohatera, wyśmiewającego puste frazesy, które zmuszony jest wciskać ludziom na wiecach. Mój ulubiony - "peopled by people" :)