i to by było na tyle, uroda aktora i jego brak inteligencji są tak urzekające, że film aż chce się
oglądać do końca... a cała reszta eh spieprzony film i tyle, niby o niegrzecznym klubie w
którym dzieją się cuda a jest grzeczny jak cholera, można z tego było zrobić jakiś klimatyczny
dramat, perwersyjny film muzyczny bardziej pociagnac klimat lokalu, ale ktoś to po prostu
olał i tyle poza tym prócz uroczego Ryana który co prawda aktorem dobrym nie jest ale ma
sporo uroku nikt się nie wykazal, Myeres wcielił się po raz kolejny w Austina Powersa,
Hayek jest irytująca do bólu a seksu w niej tyle samo co i nic, a Neve w roli gwiazdy... eh
dobrze by było gdyby w rzeczywistości nią była... poza tym to zakończenie ociekające lukrem
i radością... ktoś po prostu zawalił
na plus muzyka, niektóre sceny z klubu plus Ryan