przejście morrisseya do kina, powiedzmy, profesjonalnego, nadglebnego, wakacyjnego i gatunkowego, a więc rozwodnionego cokolwiek i niejako z definicji - blisko dwie godziny seansu, krwi pryskania, i w ogóle ani jednego nic żadnego powystawowego zwisaka fulfrontalnego? no bójcie się boga kto to widział.. gdyby andy...
Film w sumie całkiem ciekawy ale trochę nierówny. Fabularnie jest całkiem inny od całej masy filmów o Draculi, więc choćby dlatego warto go zobaczyć. Ale nie tylko dlatego. Na pochwałę zasługuje gra aktorska Udo Kiera, który to odgrywał właśnie postać hrabiego. Niestety nie można pochwalić reszty obsady. Irytująco...
Pierwszą rzeczą, jaką się zauważa jest naprawdę fatalne aktorstwo. Być może trochę też o to chodzi, bo film wydaje mi z założenia funkcjonować nie do końca serio. Ale to jednak nie aktorstwo złe w stylu 'pink flamingos', czyli tak złe, że aż rozbrajające. Jest po prostu złe. Oczywiście wyjmując Kiera, który jest zawsze...
więcejkompleks tego typu filmów polega na zbytnim zaangażowaniu rezysera w "te" sprawy.
Jak Pasolini przesadził w zbyt dużym okrucieństwie i niesmaku w "Salo",tak Morrisey i Brass przesadzili nadmiernym seksem w swoich dziełach. I ja rozumiem,że przy histori o wampirze który żywi się tylko dziewiczą krwią nie można...
bardzo dobry horror. z klimatem, klasą i niepowtarzalnym Udo Kierem w roli Draculi. jest też przystojniak z Fabryki Warhola, Joe Dallesandro i sporo roznegliżowanych pań. akcja rozwija się niespiesznie, ale specjalnie to nie przeszkadza- Morrisey i tak to, co najlepsze zachował na koniec. całość jest podszyta...
Znacznie gorszy od poprzednika. "Ciało dla Frankensteina" przynajmniej było zabawne, natomiast "Krew dla Draculi" jest po prostu żałosne. To, co Udo Kier w tym filmie wyrabiał woła o pomstę do nieba. Juerging już we "Flesh for Frankenstein" był wkurzający, ale dopiero w 'kontynuacji' wzniósł się na wyżyny...