Rozum mi mówił, że wygrają "Trzy billboardy...", największe emocje w kinie wzbudziła we mnie "Dunkierka" (i to jej po cichu kibicowałem). Rewelacyjna dla mnie była też "Czwarta władza" (lubię takie gadane filmy). Wygrał film "Kształt wody" i nie uważam tego za błąd akademii. To dobry film, pięknie nakręcony, tematycznie bardzo aktualny, a jednak uniwersalny. Bardzo podobała mi się też puenta del Toro po otrzymaniu Oscara, że nawet ktoś "znikąd" może spełnić swoje marzenia, robiąc to co lubi (przynajmniej jakoś tak to zapamiętałem o 6 rano).
Nagrody za role - jak dla mnie - ok. Choć nie pogniewałbym się, gdyby Oscara zgarnął Dafoe (taka rola bez fajerwerków, ale kluczowa w filmie, na pewno ją zapamiętam).
Sama gala była bardzo poprawna, bez rewolucyjnego charakteru, którego można by się spodziewać po tym roku.
A na marginesie: gdybym był jednoosobowym jury to dałbym nominację za film także dla "Blade Runnera" (dla mnie najlepszy film tamtego roku) oraz Wonder Woman (jak symbol pewnej rewolucji, która się wydarzyła - nie tylko w filmie). Wiem że ta druga nie byłaby nominacją artystyczną, ale raczej pewnego rodzaju manifestem.
Jeszcze aneks: Obejrzałem "Fantastyczną kobietę" - nagroda za film nieanglojęzyczny. Film dość ciekawy, ale głównym jego atutem jest rewelacyjnie zagrana rola przez Danielę Vega. Czy powinien być Oscar? W stawce były The Square i Niemiłość - podobno filmy wybitne. Jeszcze nie widziałem.