Przyznam, że historia mnie wciągnęła i byłam ciekawa, jak potoczą sie losy bohaterów. Jednak po ok. 15 minutach strasznie zaczęła mnie denerwować postać Gelsominy. Na początku byłam przekonana, że jest opóźniona w rozwoju, nie była konsekwenta w swoich decyzjach, daje się poniżać, ucieka, to wraca, to znowu chce uciec, zamiast nienawidzić Zampano, ta idzie za nim wszędzie, zachowuje się jak dzieciak zapatrzony w rodzica i bezwarunkowo wykonujący wszystkie jego polecenia. Spotkałam się z wieloma pochwałami na temat Giulietty Masiny, mnie jednak jej gra w "La stradzie" nie zachwyciła. Mimika twarzy, spojrzenia, poruszanie się. Wszystko było takie...przejaskrawione. Usmiecha się, w drugiej chwili wygląda, jak cierpiętnica, po to żeby po sekundzie uśmiech znów wrócił na jej twarz. A te wszystkie emocje pojawawiają się w ciągu 2 sekund. Lubie wczuwac się w emocje bohatera filmu, który oglądam. To sprawia, że nie jestem tylko biernym widzem, ale w pewnym sensie mam podobny bagaż emocjonalny, co bohater. W tym przypadku, kompletnie nie mogłam zrozumieć emocji głównej bohaterki.
Prawda jest taka, że ona faktycznie była lekko opóźniona. Widać to właśnie poprzez zachowanie oraz traktowanie przez innych. Już na samym początku jej matka mówi: "Nigdy nie pracowałaś jak inne dziewczęta, ale to nie twoja wina".
Btw. Film mi się podobał.