Naprawdę trudno opisać tą historię, ponieważ film składa się po prostu z kilku dziwacznych scenek, i równie dobrze można by opisywać swój sen. Na włoskiej wyspie pewien disko-szeryf wyławia Kaspara Hausera, uczy go sztuki "disk jockeystwa", co chyba nie podoba się władczyni wyspy, która za pomocą brata szeryfa - zakapiora, postanawia pozbyć się problematycznego Kaspara. Jakoś tak.

Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego film Manuli mi się podobał, ale urzeka rytmem i, wbrew pozorom, nie czuć w nim wcale tej sztucznej, artystycznej pozy, właściwej wielu twórcom popełniającym niezrozumiałe, czarno-białe potworki. Tłustego Brunona S. w brudnym fraku zamieńcie na androgeniczną, porobioną pigułami dziewczynę w dresach adidasa i wielkich słuchawkach na uszach, XIX-wieczne niemieckie miasteczko niech stanie się skąpaną w słońcu, surową, południowowłoską wyspą. Niech wszystko będzie czarno białe i niech bohaterowie zachowują się jakby dialogi wymyślali na bieżąco w parujących od narkotyków głowach. No i jeszcze Vincent Gallo w stroju kowboja, urządzający na plaży Paradę Miłości. Wszystko okraszone wpadającą w ucho muzyką elektroniczną. I wiecie co? Działa. Gdyby Bunuel przy "Szymonie Pustelniku" miał dostęp do mikserów, equalizerów, LSD i całej tej elektroniki, też by pewnie nakręcił coś w tym stylu.

Trudno znaleźć jakąś łączność, między filmem Manuli a klasycznym obrazem Wernera Herzoga. Wyłapałem trzy ślady: marzenie Kaspara, ażeby zostać kawalerzystą jak jego ojciec, drewniany konik w klatce oraz, oczywiście, smutny koniec bohatera. Mi osobiście Legenda Kaspara Hausera kojarzyła się bardziej z innym obrazem Niemca, a mianowicie "Nawet karły były kiedyś małe" z początku lat '70. Bardzo podobny, surrealistyczny klimat społeczności żyjącej pośrodku niczego; a i przy scenie z mułem chodzącym w kółko przed oczami stanął mi, kręcący się po dziedzińcu karlego królestwa, samochód.

Ogólnie polecam, szczególnie że artystyczne westerny z muzyką techno ostatnimi czasy omijają jakoś nasze wyludnione kina. umpc-umpc-umpc yeah boy. yeah.