Postać Quilty'ego podobała mi się zdecydowanie bardziej w wydaniu Sellersa, był świetny. Trzeba też przyznać że w filmie z 97, postać została mocno okrojona, i aktor miał mniej pola do popisu.
Ale cały film troche zepsuły czasy, i taki natlok niedopowiedzeń razi. Nie jestem fanką dużej ilości erotyzmu w filmie, kiedy nie jest to konieczne, ale tutaj to jednak sprawa kluczowa. Nie ma ani obsesyjnej miłości do Lolity, ani jej prowokowania...nawet ogolna kwestia nimfetek jest ledwo wpomniana, a młodzieńczej miłości Humberta, która to wszystko spowodowala nie ma wcale...