I znowu widać tu 100 % Allena. Jego niepokoje, strach przed śmiercią, dywagacje nad istnieniem Boga. Rozważania o przemijaniu, paskudnym życiu. Swój dojmujący lęk Allen zagłusza pracą, pisaniem scenariuszy i kręceniem kolejnych filmów.
Niestety ja zapamiętałem z tego filmu jedynie piękne plenery i bardzo prymitywne poglądy Allena na racjonalizm i ateizm. Te światopoglądy nie oznaczają pesymizmu i ponuractwa, a już najmniej chamstwo. Człowiek myślący nie potrzebuje żadnego boga, potrafi sam nadać sens swojemu życiu, uczynić je pięknym i interesującym. Kierowanie się tylko emocjami, co Allen w tej komedyjce romantycznej nachalnie propaguje, jest niebezpieczne i tak samo bezsensowne jak kierowanie się wyłącznie rozumem. Aż dziw, że taki film kręci osoba deklarująca się jako ateista.