Uwielbiam Tinę Fey, jej poczucie humoru, sposób w jaki potrafi żartować (pamiętacie tegoroczne rozdanie Oscarów?) oraz serial, który stworzyła czyli "Rockefeller Plaza 30". Dlatego też bardzo wyczekiwałem na komedię "Baby Mama". Polski dystrybutor pominął niestety jednak ten film w premierach kinowych i poczekać musiałem jeszcze trochę dłużej. Ale warto było. "Baby mama" jest rozwinięciem albo nawiązaniem do wspomnianego już wcześniej "30 Rock". Ci, którzy widzieli serial wiedzą, że główna bohaterka Liz Lemon (podobnie jak bohaterka tego filmu czyli Kate Holbrook) w 2 jak i 3 sezonie stara się o dziecko. Różnica polega jedynie na tym, iż w serialu chciała je adoptować, a tu decyduje się na wynajęcie matki zastępczej, która je jej urodzi.

Plan wydaje się idealny, jest jednak jeden problem. Zastępcza matka (Angie) okazuje się być niedojrzała, źle się odżywia, gra w karaoke i ma niewychowanego męża idiotę. Dlatego najbliższe 9 miesięcy nie będzie tak idealne jakby tego sobie Kate życzyła. "Baby mama" jest sympatyczną i zabawną komedią, która śmieszy na poziomie i unika żartów poniżej pasa. W większości jest to żart typowo słowny, jednakże twórcom udaje się zainscenizować kilka rozbrajających scen - poród czy impreza w klubie. Śmieszą tu również postacie - nie tylko Angie, ale także genialny Steve Martin w roli nawiedzonego, proekologicznego szefa Kate, oraz sympatyczna Sigourney Weaver - właścicielka firmy, która pomaga Kate zajść w ciążę. Na koniec twórcy oferują nam trochę moralizatorstwa, ale w odpowiednich ilościach w związku z tym da się je przeżyć. Pozytywnie.

7/10