Z początku zapowiadał się lepiej niż jedynka, ale od momentu "przyjaźni" Cordella z tym kolesiem coś się psuje - maniak traci na tajemniczości. Scena na komisariacie to jakby nawiązanie do "Terminatora". A rabuś na początku filmu, to ten sam aktor, który wystąpił w "Cobrze" w bardzo podobnej roli. Od razu go poznałem. Przypadek? Może pasuje do takich ról, ale to nie ma większego znaczenia. Końcówka jeszcze bardziej efekciarska niż poprzednio i ponownie otwierająca furtkę dla kolejnego sequela. Niepotrzebne wstawki w niektórych miejscach z części pierwszej, jakby twórcy chcieli "zapchać" film jedną sceną więcej.