Motywy z obu opowiadań są wymieszane idealnie. Największym odstepstwem od prozy Poego jest
wątek satanistyczny. Książę Prospero jest tu czcicielem Szatana i jest to silnie zaakcentowane w
fabule (pojawiają się nawet jakieś satanistyczne rytuały). Warto na to zwrócić uwagę, bo to przecież
rok 1964, czyli jeszcze przed "Dzieckiem Rosemary" i nawet przed otwarciem Kościoła Szatana w
San Francisco. Vincent Price w roli księcia wypadł bardzo dobrze, jak zwykle ukradł cały film. Poza
jego kreacją również scenografie zasługują na wyróżnienie. Jeśli zaś chodzi o resztę... No cóż, to
nie jest jednak moje kino. Jak na mój gust działo się w filmie zdecydowanie za mało. Miejscami
byłem znudzony.