w rzeczy samej, obraz ten trafil do mnie *calkowicie* dopiero za trzecim seansem. wczesniej cos mi sie w nim podobalo, ale ciezko mi bylo uchwycic co - niemniej ciagnelo mnie by go znowu obejrzec.
ogolnie film jest zdecydowanie w klimacie 'american beauty', taka utrzymana w subtelnym satyrycznym, by nie powiedziec groteskowym tonie /nie stroniaca jednak od powaznych i trafnych uwag/ krytyka wspolczesnego amerykanskiego spoleczenstwa. takiego zestawu zdemaskowanych szalenstw, zboczen, obsesji i mniej lub bardziej widocznych skrzywien rozrzuconych w przelukrowanym amerykanskim przedmiesciu, nie powstydziloby sie jedno z arcydziel filmowych ostatnich lat - przywolany w tytule mojej wypowiedzi 'american beauty'. podobienstw pomiedzy obydwoma obrazami jest calkiem sporo, roznica polega jednak na tym ze 'chumscrubber' jest zdecydowanie bardziej 'mlodziezowy', przez to chociazby ze nawiazuje do estetyki komiksowej. ponadto tutaj przedstawiony obraz spoleczenstwa jest zdecydowanie przerysowany (swiadomie) co tylko lepiej pozwala upajac sie finalowa pointa.
obraz ma wiele swietnych *momentow*, rowniez dzieki plejadzie gwiazd zebranych na planie (oklaski dla fiennesa i close!). chcac sie przyczepic, musialbym powiedziec ze film jest nieco nierowny - na moje oko ma pare zenujacych uproszczen scenariuszowych (widocznych glownie w rozmowach mlodych bohaterow), a pozniej genialne sceny (szczegolnie z dwojka wspomnianych wczesniej gwiazd), w ostatecznym rozrachunku jako calosc, film poisina wypada naprawde swietnie. goraco polecam!
a mi się nie wydaje ze jest świadomie przerysowany, gdyż zalatuje mi ze nie doświadczony reżyser po prostu nie miał warsztatu żeby ując ten temat lepiej i nie chciał się spalić
przerysowanie naszpikowane sloganowymi morałami "jedno z arcydziel filmowych ostatnich lat" o niet
prędzej film łechtający nastolatków, jaki to ja nie ambitny a wy również skoro mnie oglądacie (gówno)