Uwielbiam ten film! Podobnie jak w przypadku "Rzymskich wakacji", darzę go uczuciem głębokim i szczerym:) Z założenia miała to być przede wszystkim przyjemna (choć niegłupia) komedia romantyczna. Jednak dzięki Audrey Hepburn i postaci, w którą bardzo przekonująco wcieliła się można ten film nazwać również dramatem, który zmusza do refleksji. Geniusz Audrey ujawnia się szczególnie w ostatniej scenie: tyle emocji - w dodatku tak prawdziwych - i jednocześnie naturalizmu rzadko widuje się w filmach. Polecam, polecam i jeszcze jakieś sto osiemdziesiąt sześć milionów razy polecam!!!