Nie chcę wyjść na rasistę (bo zdecydowanie nim nie jestem), ale powoli zaczynam odczuwać dyskomfort obsadzaniem czarnoskórych aktorów, tam gdzie absolutnie nie pasują. Leslie Odom Jr. jak dr Constantine..litości..Co będzie kolejne? Czarny Hamlet?
Przeszkadza Ci, że fikcyjne postacie w fikcyjnej historii nie są grane tylko przez BIAŁYCH? Jest jeszcze coś takiego, jak artystyczna interpretacja. Hamleta mógłby dla mnie grać choćby i Azjata. Istotą jest HISTORIA i emocje za nią idące, a nie to, czy emocje te i historie przekazuje mi człowiek o określonym kolorze skóry. Btw, nazywanie tego poprawnością polityczną wskazuje, że nie rozumiesz zakresu pojęcia "poprawność polityczna".
Nie chodzi o kolor skóry, po prostu kwestia castingu i doboru aktorów, powoli zamienia się w farsę i działa to tylko w jedną stronę.
Tak, jeżeli film opiera się na historii, casting powinien być tak poprowadzony, żeby współgrać z realiami czasów.
Nie widzi mi się, oglądanie np. czarnoskórych pilnujących więźniów w Auschwitz czy władającymi zamkami w Czechach, tak samo jak nie widzi mi się oglądanie białoskórego grającego Martina Luthera Kinga, wydaje mi się, że osoby czarnoskóre przy takim wykorzystaniu aktorów, miałby dokładnie tak samo krytyczne zdanie na temat castingu.
Tak samo, dość słabo się ogląda, aktorów grających uczniów i mających po 25-30 lat, psuje to iluzję świata przedstawionego w filmie, bardziej nawet czasami od drewnianej gry aktorskiej młodszych aktorów.
Poza tym, jest to w pewien sposób szkodliwe, dla historii osób czarnoskórych, które przez lata za swój wygląd, były gnębione i poniżane, tego typu castingi absolutnie temu przeczą, traktowane są z należytym szacunkiem, zdobywają wykształcenie, uczestniczą w życiu śmietanki towarzyskiej świata. Wydaje mi się, że tego typu historie są na tyle istotne, że jeżeli już o tym w jakiś sposób się wspomina, warto byłoby jednak temat poruszyć w zgodzie z realiami historycznymi.