Jak morderca każdego dnia był w stanie złapać ofiarę, ubrać ją w jakieś dziwaczne stroje, potem jeszcze sam nieraz podnieść, umocować na jakimś krzyżu czy czymś? Potem kompas. Wsadzili wskazówkę i jakim niby cudem ona pokazała napis na ścianie pod obrazem? Po co takie "cuda"? Jakby tradycyjnie nie mógł tego nabazgrać na ścianie na widoku :).
Potem fabuła się coraz bardziej zakręca, że na koniec nic z tego nie rozumiem. Ambicje twórców powinny być adekwatne do jakości filmu, bo zapewniam, że nikt drugi raz go nie obejrzy, żeby "zrozumieć" o co chodzi. To nie jest fabuła na poziomie "Milczenia owiec" czy "Kolekcjonera". Mierz siły na zamiary i lepiej zrób prosty thriller zamiast silić się na jakieś metafory, zagadki, niedopowiedzenie, jeśli sam nie ogarniasz o co ci w tym filmie chodziło.
Aktorzy. Najwyżej przeciętność. Nie przekonała mnie ani pani detektyw, ani jej partner, ani nawet miałki John Malkowich.
Nie zły, ale bzdurny? To jest raczej sprzeczność. W drugą stronę to możliwe, ale bzdurny film nie może być dobry.
Tu nawet nie chodzi o bzdurnosc ale wykonanie ogolne, jak aktorstwo itd,lezy wszystko wrecz ociera sie o parodie,po 30 minutach sie poddalem.