D. W. Griffith stworzył dzieło ponadczasowe, zrewolucjonizował technikę kręcenia filmów
oraz przyczynił się do rozwoju kinematografii i samo gdybanie że poniża on czarnych w
tym filmie nie ma na to wpływu.
Nie interesuje mnie ideologia reżysera tylko to co przekazał w filmie i dla mnie
ewidentnie zawiera sceny które wskazują na niewinność Murzynów (gonitwa na
skałkach), więc nie jest to do końca takie jednostronne. Gloryfikuje się w drugim akcie
KKK i wygląda to całkiem komicznie, bo są przedstawieni jak Armia Zbawienia, która
ratuje świat przed złymi imigrantami z Afryki.
Kamerzysta odwalił tu kawał dobrej roboty, ujęcia są niesamowite i niespotykane
wcześniej, Griffith delektuje się wręcz w swoim dziele wszystkimi elementami filmu.
Historia jest wciągająca i przybliża historię Ameryki wieku XIX, bohaterowie mimo że w
kinie niemym, to są bardzo wyraziści i potrafią wywoływać w widzu konkretne emocje.
Dla mnie "Narodziny Narodu" poza już tą całą ideologią, która de facto jest pożyteczna,
bo przedstawia kawałek historii amerykańskiego narodu, jest mistrzostwem
kinematografii i nie potrafię nie przyznać temu filmowi oceny najwyższej.
Dla wszystkich pasjonatów i ciekawskich, film na dwa wieczory, warto!