PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=840345}

Niedosyt

Swallow
6,7 7 423
oceny
6,7 10 1 7423
7,1 39
ocen krytyków
Niedosyt
powrót do forum filmu Niedosyt

Na prawdę nie wiem, czy to przez fakt oglądania filmu pod lekkim "wpływem" czy może jestem już zbyt przewrażliwiony, ale ja doszukałem się tu przede wszystkim wyraźnej krytyki prawicowości. W pewnym momencie film aż bił mnie tym po oczach a przedstawiony tu problem zespołu "Pica", wydawał mi się jedynie pretekstem. Podobnie jak w przypadku np. "Switu Żywych Trupów" gdzie zombie są tylko pretekstem do pokazania nieświadomego konsumpcjonizmu. Bohaterka jest kobietą, która znalazła się - z własnego wyboru - w bogatej, dostatniej rodzinie, u boku równie bogatego męża, który na każdym kroku, w mniej lub bardziej wyszukany sposób, udowadnia jej swoją miłość. Wszelkimi informacjami z nią związanymi dzieli się z rodziną, spędza z żoną czas wśród rodziny, na wieść o dziecku jest szczęśliwy. Owszem, rodzina faktycznie podchodzi do Hunter dość ozięble, często wyraźnie ukazując swoją wyższość co nie jest w porządku, ale jednocześnie potrafi z nią rozmawiać i wykazuje troskę. Bohaterka odkrywa w sobie zamiłowanie do połykania różnych przedmiotów, co zaczyna kłaść się cieniem głównie na jej relacje z mężem i wspomnianą rodziną właśnie. Ale... czy mąż nie ma prawa być wściekły i co najmniej zszokowany, kiedy odkrywa że jego żona, będąc w ciąży, połyka ostre przedmioty narażając i siebie i dziecko? Czy kiedy dowiaduje się o tym rodzina, zaczynając z nią rozmawiać, organizując jej pomoc w postaci psychologa, zaczynając spędzać z nią czas pilnując jej, nie okazuje troski? W końcu, kiedy organizuje jej postać Luay'a, który ma jej doglądać a kiedy i to nie zdaje egzaminu, to wysyła ją w końcu do psychiatryka, to robi to dla jej dobra czy zła? Czy Hunter jest bohaterką pozytywną czy negatywną? Niestety mi osobiście wszystko układa się w tą drugą opcję. Nagle wszystko zaczyna nabierać sensu - bogata konserwatywna rodzina jest zła, Hunter przyznaje w pewnym momencie, że została poczęta z gwałtu. Kiedy na pytanie o aborcję odpowiada że jej matka nie uznaje aborcji ponieważ jest "prawicową fanatyczką religijną" to zapala się lampka. Po co dodawać do tego "prawicową" i jakie to ma znaczenie? Fanatyzm religijny nie musi się wcale łączyć z prawicowością, która przede wszystkim skupia się na gospodarce a nie na światopoglądzie, choć oczywiście też. W takiej np. "Carrie", matka dziewczyny też była fanatyczką religijną, ale nie odbierałem jej jednocześnie jako "skrajnej prawaczki". Cała ta scena ma nam oczywiście pokazać że zakaz aborcji prowadzi do dramatów, chorób i ludzkich tragedii. Dalej - postać Luay'a. Oczywiście imigrant, oczywiście z Syrii, oczywiście uciekający przed wojną i oczywiście okazuje się być jedynym, prawdziwym przyjacielem głównej bohaterki, która odnajduje w nim zrozumienie i troskę. W końcu pomaga jej uciec przed "zsyłką" do psychiatryka. Pytanie tylko czy aby na pewno dobrze zrobił, wiedząc na co ta kobieta cierpi... Ostatecznie kobieta porzuca wszystko, odrzuca męża oraz rodzinę, nie pozwala sobie pomóc, poddaje się swojej chorobie i z wyraźną ulgą, zadowoleniem, uśmiechem oraz - w jakże łagodny sposób - doprowadza do poronienia czyli tak jakby poddaje się aborcji. Wciąż - może interpretuję to w zbyt wymyślny sposób, ale mi osobiście i przede wszystkim rzuca się w oczy wyraźne przesłanie... Wolność, prawo do aborcji, brak szczęścia w konserwatywnej rodzinie, jedyna przyjaźń w imigrantach i błogostan, kiedy można oddać się temu, czego się pragnie, nawet za cenę swojej i czyjejś krzywdy, o nienarodzonym dziecku nie wspominając. Szczerze? Pomimo pięknych zdjęć, bardzo dobrych dialogów, wielu intrygujących scen oraz interesującej reżyserii, film mnie zdołował. Nie twierdzę absolutnie że człowiek nie ma prawa do szczęścia, ale za jaką cenę - to raz, a dwa - dlaczego ma do niego dążyć nie ponosząc konsekwencji swoich wcześniejszych czynów? Hunter jest dorosła, wiedziała w jaki związek wchodzi, z kim będzie mieć do czynienia, kim się będzie otaczać, pozwoliła na zajście w ciążę, zna swojego męża. Więcej, nie otworzyła się przed nim w pełni, nie opowiedziała o sobie oraz o swojej przeszłości, nie zaufała mężowi. Starała się ale popełniła błąd. Dlaczego teraz za jej błąd mają płacić - poza nią - wszyscy dookoła z dzieckiem włącznie? I w imię czego? Choroby? Bo chyba nikt nie powie że łykanie przez nią tych przedmiotów to rzecz normalna. Ulgi od niepasujących do niej ludzi i ucieczki do szczęścia? Nawet jeśli, to znów - dlaczego za jej błąd mają płacić inni? Hunter jest dla mnie postacią jednoznacznie negatywną. Bohaterem niedojrzałym, nie gotowym na rolę żony, matki czy też do wzięcia odpowiedzialności i wkroczenie w dorosłe życie. W dodatku jej choroba okazuje się być ważniejsza niż wszystko inne, również i z faktu bagatelizowania jej przez nią samą jakby to było nic. Nie wiem, nie chcę się opowiadać po żadnej ze stron, ale widzę tu wyraźną krytykę prawicowości a lewicowość ukazaną jako drogę do szczęścia i wolności. I nie podoba mi się ta wizja.

ocenił(a) film na 7
LuZZaK

To dramat psychologiczny. O odzyskiwaniu wolności od spełniania czyichś oczekiwań, o odzyskiwaniu możliwości decydowania o swoim ciele, o odzyskiwaniu autonomii i niezależności. Źródłowym problemem tej kobiety nie była decyzja o małżeństwie. Źródłowym problemem było to, że była dzieckiem z gwałtu. I przez całe swoje życie jej matka patrząc na nią widziała to okrutne wydarzenie. Ale pewnie będąc za życiem poczętym - urodziła, ale kochać nie potrafiła. A dziecko z taką dziurą emocjonalną, z poczuciem winy za nieswoje winy, z niezrozumieniem dlaczego nie jest tak kochana jak jej rodzeństwo - staje się osobą bezwolną, zależną, poszukującą jakiejkolwiek akceptacji jak tlenu. Samemu bardzo trudno poradzić sobie z taką traumą. Jako przejaw tych emocjonalnych zaburzeń reżyser wybrał łykanie przedmiotów. Mogło być coś innego. To nie ma większego znaczenia.
W przypadku męża to nie była żadna miłość, tylko kontrola. W przypadku rodziny, to nie była żadna troska, tylko kontrola. Szczególnie jak okazało się, że jest w ciąży. Mieli gdzieś dziewczynę, była tylko pojemnikiem noszącym zygotę.
Ponadto różnica w statusie materialnym partnerów nie jest żadnym uzasadnieniem, usprawiedliwieniem dla traktowania drugiej osoby bez szacunku. I absolutnie nie wymaga poddańczości. Na szczęście teraz kobiety mogą decydować o sobie i same zarabiać i nie muszą nikomu podlegać i podporządkowywać się jak w średniowieczu i 100 lat temu. Pod warunkiem, że mają zdrową samoocenę i poczucie własnej wartości. A dziewczyna z filmu tego nie miała.

Agatonik

Nigdy w życiu nie uważałem, nie uważam i uważać nie będę, że status materialny daje jakiekolwiek podstawy do traktowania drugiego człowieka, jako gorszego od siebie czy bez szacunku, tu pełna zgoda. Mało tego, jest wyraźnie w filmie pokazane, jaki stosunek do dziewczyny mają rodzice jej męża i też o tym wspomniałem ale nie jestem do końca przekonany czy to była kontrola. Ewentualnie może bardziej ze strony rodziców, ojca zwłaszcza. Trudno cokolwiek zarzucić mężowi, może poza zbytnim przykładaniem uwagi do niewiele znaczących szczegółów. Ewentualna kontrola zaczęła się dopiero wtedy, kiedy na jaw wyszło zaburzenie, to tak. Co do rodziców natomiast, pomijając ojca bo to faktycznie był kawał chama, to też ciężko mi nie zrozumieć tego, że chcą przede wszystkim szczęścia dla syna. Trudno ich za to winić. Co do "średniowiecza", gdyby nawet dalej tak było i kobiety byłyby na utrzymaniu mężów, to również nie jest to powód do tego by były poddańcze, uległe i nie mogły mieć żadnego zdania o sobie czy na jakikolwiek temat. Tu problem nie leży w kwestii "średniowiecza" czy też "jak 100 lat temu" bo - jeśli np. o mnie chodzi - to nie wyobrażam sobie, by moja żona była wobec mnie poddańcza, upokarzana i nie miała własnego zdania tylko dlatego, że to ja pracuję, zarabiam i ją utrzymuję. Choćbym był prezesem koncernu a moja żona tylko siedziała w domu, to małżeństwo opiera się na partnerstwie, wspólnym podejmowaniu decyzji, wspieraniu się w trudnych chwilach i dzieleniu się obowiązkami. Natomiast fakt traktowania partnera/partnerki gorzej od siebie, to już oznaka niezdrowych relacji, nieumiejętności życia w związku i paskudnego charakteru a zarobki służą tu jedynie jako pretekst, bo przecież "jak odejdziesz to zginiesz". Jestem w pełni zdania, że każdy ma prawo a wręcz nawet obowiązek decydować za siebie i mieć takie samo prawo głosu jak ktokolwiek inny, bez względu na to czy pracuje i zarabia, czy nie pracuje i siedzi w domu. Pod warunkiem oczywiście że ma poczucie odpowiedzialności bo sytuacja w której - obojętnie czy to facet czy kobieta - jedno zasuwa i w pracy i w domu a drugie tylko leży i pachnie jest już nie do przyjęcia. Co do matki natomiast, nie zauważyłem by matka nie potrafiła jej kochać a ona sama nie czuła się kochana. Kontakt z matką był, na bardzo pozytywnym gruncie a fakt "braku miejsca" co słyszeliśmy w rozmowie telefonicznej, nie oznacza automatycznie braku miłości. Może się mylę, ale nie szukałbym tu braku miłości. Chyba że coś przeoczyłem. I jasne, to dramat psychologiczny, ale jak dla mnie wciąż przemycający podprogowo obecną sytuację na świecie. I nie jest to oczywiście niczym złym samo w sobie. Robi to umiejętnie, okala bardzo dobrą historią, jeszcze lepszymi dialogami, o zdjęciach czy scenografii nawet nie wspominając bo to majstersztyk w najlepszym wydaniu. Kłócić się można czy nie "promuje" ewidentnie jednego z punktów widzenia, stając po konkretnej stronie. Może i nie, ale gdyby tak się okazało, to straciłby wiele w moich oczach, obojętnie czy staje po tej czy po tej stronie. I dzięki za konstruktywną rozmowę, bardzo to doceniam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones