Film typowy dla ekranizacji prozy Koontza. Bardzo dobry i wciągający początek, wydłużający się środek i nagła zmiana gatunku zakończenia. Jeśli ktoś spotkał się już z książkami tego autora, wie że nagła przemiana dramatu w futurystyczne s-f jest na porządku dziennych. Jednak innych widzów może taki zabieg trochę razić i wydać się naiwnym rozplątanie ciekawej intrygi.
Joe Carpenter stracił w katastrofie lotniczej ukochaną żonę i córkę. Rok później, gdy nie nadal nie dają mu spokoju koszmary, spotyka na cmentarzu tajemniczą kobietę, Rose. Twierdzi ona, że przeżyła katastrofę. Joe zrobi wszystko, aby odnaleźć Rose i dowiedzieć się czy co naprawdę stało się z jego rodziną. Nie będzie to łatwe, gdyż po piętach depczą mu tajemniczy mężczyźni opdający się raz za agentów CIA, raz FBI.
Film robi ogólnie dobre wrażenie. Trwa dość długo, ale stoi za nim około 500 stron tekstu, zatem nie ma wybitnie nużących dłużyzn.
Dobrze gra Billy Zane, ucharakteryzowany na Koontza, znany do tej pory jako "przystojny mężczyzna" ewentualnie "przystojny drań".
Polecam na długie wieczory, z którymi nie wiadomo co zrobić. Popcorn, pizza, butelka coca coli albo piwa i znajomi stanowią znakomity dodatek do takiego seansu ;).
O nie, aż boję się zobaczyć - czytałam dwa razy i słowo pisane zrobiło na mnie wrażenie, ale czy obraz jest aż taki prosty i przyjemny? Trudno.
Czytałem, jak szacuję, 90% wydanych w Polsce powieści i innych form literackich Koontza. Przyznam się jednak, że nie pamiętam jak dokładnie przebiegała fabuła Jedynej ocalonej, i w związku z tym, nie potrafię zidentyfikować różnic pomiędzy treścią książki a fabułą ekranizacji. Niemniej jednak uważam, że w warstwie fabularnej udało się chyba oddać w filmie tematykę frapującą w tamtym okresie Pisarza. Innymi słowy, uważam, że biorąc pod uwagę TREŚĆ, zarówno filmu, jak i powieści, obie wersje są "w pełni kompatybilne" z problematyką , którą wiernie i z uporem przedstawiał. Duch filmu zgodny jest z duchem powieści. Podkreślam, że mówię tu o samej treści treści, nawet, jesli została ona - co jest zabiegiem normalnym w przypadku każdej ekranizacji - zmodyfikowana dla takich czy innych potrzeb dramatycznych.
Natomiast stawiam jednocześnie tezę, że ŻADEN FILM NA PODSTAWIE KTÓREGOKOLWIEK Z DZIEŁ MISTRZA, NIE JEST W STANIE ODDAĆ KLIMATU TYCH POWIEŚCI, ICH ZNIEWALAJĄCEJ SILE I MAGII, ICH GENIALNEJ NARRACJI, ICH PRZEKAZU O WIERZE W SIŁĘ CZŁOWIEKA I TRIUMFIE CZYSTEGO DOBRA NAD ZŁEM, OBŁĘDEM I DEPRAWACJĄ !
Tak sztuka nie powiodła się ani w Odwiecznym wrogu ( najwierniejsza ekranizacja!), ani w Intensywności, ani tym bardziej w Odzie Thomasie (!!!). Dosłownie w żadnym z kilku znanych mi jeszcze filmów firmowanych nazwiskiem Autora. Niestety, w filmie omawianym w tym wątku także, choć było wcale-wcale blisko, moim skromnym ...