Trudno jest przenieść tak dobrą książkę na ekran, ale serial z Moss jest świetnym przykładem na to, że się da.
Dałam punkt więcej za boską Faye, bo trudno za cokolwiek innego - aktorka, której powierzono tytułową rolę, nie udźwignęła, muzyka drażniła, zdjęcia były... przeciętne? Kadrowanie czy sposób ujęcia jakiś scen nic nie dodawał ani nie ujmował. Po makijażu, fryzurach i biżuterii czuć było, że to 90-te i aktorki nie są gotowe na granie bez makijażu, bojąc się "wyjść brzydko".
Polecam tylko w celu komparystycznym do serialu i książki.