Tak sobie czytam forum i zauważam, że największą wadą filmu według forumowiczów jest brak obiektywizmu w ukazywaniu rodziny Beksińskich. Skoro film jest nieobiektywny, to biografia Beksińskich Magdaleny Grzebałkowskiej jest nieobiektywna podwójnie, gdyż każda scena w filmie odnajduje potwierdzenie w książce. Mało tego: film ukazuje zaledwie wycinek neuroz, charakteropatii i fobii Beksińskich. Ale ja nie o tym. Jeśli już chcemy już wyszukiwać konteksty dla odbioru filmu, prócz biografizmu powinniśmy też wymienić twórczość Marka Koterskiego, z "Domem wariatów" i "Życiem wewnętrznym" na czele. Mikrokosmos blokowisk, mikrokosmos rodziny okraszone wyrafinowaną, choć pozornie potoczną warstwą językową - oto przecież wspólny mianownik twórczości autora "Dnia świra" oraz "Ostatniej rodziny".
A co do tego krzywdzącego wizerunku... Po pierwsze, polecam przeczytać wpis Anji Orthodox na Facebooku dotyczący filmu. Po drugie, jeśli idziemy do kina, by szukać PRAWDY, zazwyczaj musimy wyjść zawiedzeni. Poza tym, kiedy w kinie pojawiają się takie biograficzne koszmarki, jak "Skazany na bluesa", to fani aż wyją z zachwytu, a kiedy chce się odbrązowić bohaterów, od razu larum, że to nie tak, że przecież byli zdrowi psychicznie, że nieprzeciętnie inteligentni i tak dalej. Jak dla mnie, "Ostatnia rodzina" to mocny film o szaleństwie, które potencjalnie może zakwitnąć w każdej rodzinie. I to właśnie jest największą zaletą tego filmu.
Dałbyś link do tego wpisu albo skopiował go tutaj. Facebook jest duży ;), napisanie "wpis Anji Orthodox na Facebooku dotyczący filmu" to za mało, żeby go znaleźć, zwłaszcza dla kogoś, kto w zasadzie nie używa Facebooka...