PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=735683}
7,6 130 411
ocen
7,6 10 1 130411
8,3 49
ocen krytyków
Ostatnia rodzina
powrót do forum filmu Ostatnia rodzina

Muszę zacząć od tego, że nie potrafię patrzeć na film "Ostatnia rodzina" w sposób obiektywny, bo działalność obu Beksińskich wywarła spory wpływ na moją wizję świata. W czasach licealnych słuchałem, podobnie jak wielu moich kumpli, świetnych, posiadających niepowtarzalny klimat, audycji Tomka, dzięki którym po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, że muzyka może być czymś znacznie poważniejszym niż dotąd sądziłem. Pasja, z jaką ten człowiek potrafił mówić o artystach i prezentowanych płytach, była po prostu zaraźliwa. Nagrywaliśmy te płyty, które były wtedy w Polsce niedostępne i słuchaliśmy z przejęciem świetnych tłumaczeń tekstów, które autor audycji czytał na antenie tym swoim charakterystycznym głosem.

W tamtym okresie wiedziałem już oczywiście, że "Beksa" ma znanego ojca-malarza, ale byłem jeszcze za głupi, by zrozumieć twórczość Zdzisława. Fascynacja jego malarstwem przyszła znacznie później, wraz z moim uwielbieniem dla dokonań twórczych Kafki i Becketta.

Z biegiem czasu moja wiedza na temat obu Beksińskich ewoluowała. Pamiętam, że byłem mocno zaskoczony, gdy zobaczyłem na żywo Tomka, podczas spotkania z publicznością we Wrocławiu, na którym opowiadał o grupie The Sisters of Mercy, a zwłaszcza o jej charyzmatycznym wokaliście Eldritch'u. Inaczej go sobie wyobrażałem. Ale był wtedy równie profesjonalny, jak podczas prowadzenia swych audycji radiowych. Gdy parę lat później dowiedziałem się o jego samobójstwie i o jego obsesji na temat śmierci, poczułem do niego jeszcze większy szacunek. Zrozumiałem, że pomimo osobistych problemów, potrafił zaistnieć na antenie polskiego radia jako wyjątkowa osobowość dziennikarska. Dla mnie Tomasz Beksiński pozostanie na zawsze człowiekiem, dzięki któremu na poważnie zainteresowałem się muzyką. To on zaprowadził mnie do magicznego świata Kate Bush, to dzięki niemu przeżyłem wstrząs słuchając "Faith" i "Pornography" The Cure.

Czytałem artykuły o Beksińskich. Później oczywiście przyszła pora na moją osobistą wizytę w Muzeum Historycznym w Sanoku i bezpośredni kontakt z oryginałami prac Zdzisława. Było to wielkie i niezapomniane przeżycie.

Gdy 17. 02. 2014 trafiła do księgarń książka Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy. Portret podwójny", postanowiłem ją jak najszybciej przeczytać. Lektura tej książki pozwoliła mi usystematyzować wiedzę na temat Beksińskich i dostarczyła wielu nowych informacji, dając jednocześnie bardzo niejednoznaczny i wielowymiarowy wizerunek obu bohaterów.

Książka Grzebałkowskiej odniosła wielki sukces wydawniczy. Świetnie się sprzedała, zyskując uznanie zarówno u krytyków, jak i u czytelników.

A parę miesięcy później usłyszeliśmy, że w dniach 28.09 - 25.11.2015 roku będą kręcone zdjęcia do filmu "Ostatnia rodzina", opowiadającego o rodzinie Beksińskich.

Informacja o planowanym filmie nie sprawiła mi radości. Miałem złe przeczucia. Po obejrzeniu filmu zrozumiałem, że moje obawy były słuszne.

"Ostatnia rodzina" to przedsięwzięcie typowo koniunkturalne i nastawione na łatwy zysk finansowy. W filmie tym, pod płaszczykiem ambitnego kina postanowiono ukryć sensacyjne treści rodem z artykułu z prasy brukowej, wyrażone w nie mniej "atrakcyjnej" formule w stylu polsatowskiego programu z cyklu "Twoja twarz brzmi znajomo".

Widzowie mają czerpać rozkosz z podziwiania "wielkich kreacji aktorskich", snując przy tym uniwersalne refleksje na temat wagi więzów rodzinnych w życiu każdego z nas. Przy czym fakt, że odbywa się to wszystko kosztem autentycznie istniejących ludzi, którzy nie mogą przeciwko temu stanowczo zaprotestować jedynie z racji swej śmierci, nie powinien, zdaniem twórców filmu, stanowić najmniejszej przeszkody w odbiorze filozoficznego przesłania.

Twórcy filmu powtarzają w wywiadach, że opowieść o Beksińskich miała być tylko pretekstem do ukazania ogólnej prawdy na temat naszego życia rodzinnego, będącego zarazem zbawieniem i przekleństwem, zniewoleniem i ukojeniem, dziwnym ciągiem emocjonalnych zbliżeń, przerywanych boleśnie nagłymi interwencjami bezwzględnej śmierci.

Wiadomo jednak, że tłumaczenia twórców przepełnione są bezwstydną, obrzydliwą hipokryzją. Doskonale wiemy, że nigdy nie powstałby film o rodzinie Malinowskich, której losy byłyby jedynie wzorowane na losach rodziny Beksińskich, bo ludzie mieliby w nosie problemy fikcyjnych Malinowskich, użerających się ze swym rozpieszczonym jedynakiem.

Oglądanie "prawdy" o "tych" Beksińskich, to już zupełnie inna sprawa."Ostatnia rodzina" ma więc zaspokoić naszą potrzebę podglądania życia znanych ludzi i pokazać nam od kuchni relacje panujące w domu słynnych ekscentryków, dając nam jednocześnie solidne alibi w postaci rzekomo ambitnej realizacji, której celem było sformułowanie szlachetnego i uniwersalnego przekazu.

Oglądając "Ostatnią rodzinę", można wyraźnie zauważyć dążenie twórców do tego, by zaspokoić niskie potrzeby czytelnika prasy brukowej, przy jednoczesnym zachowaniu pozorów wysokiego poziomu artystycznego całego przedsięwzięcia.

Efekt jest niestety sztuczny i żałosny. Aktorzy silą się nienaturalnie, by w przeciągu krótkiego czasu zdążyć zaprezentować "the best of" z "repertuaru" odtwarzanych przez siebie, autentycznych postaci, bo nieprawdopodobnie banalny scenariusz nie daje im okazji do wyrażenia głębszej prawdy.

"Kreacja" Ogrodnika przypomina przecież występ parodystyczny podczas jednego z festiwali kabaretowych.

Scenarzysta filmu, Robert Bolesto, zaczął podobno pisać pierwszy tekst o Beksińskich jeszcze przed śmiercią Zdzisława. Miała to być sztuka teatralna. Groteskowa fantasmagoria w stylu Witkacego. Później zaczął myśleć o scenariuszu, ale producenci nie byli zainteresowani. Dopiero sukces książki Grzebałkowskiej otworzył drzwi dla tego projektu. Tylko, że producenci, podnieceni okazją łatwego zbicia dużej kasy, zażądali przerobienia fantasmagorii na realistyczną opowieść, będącą jakby zbiorem atrakcyjnych ilustracji do bestsellerowej książki.

Zdzisław Beksiński właśnie dlatego z takim uporem i konsekwencją filmował często banalne wydarzenia z życia własnej rodziny, by uniknąć w przyszłości powstania takich filmów jak "Ostatnia rodzina". Chciał, by wielbiciele jego malarstwa zobaczyli, że facet, który malował te różne okropieństwa, był, pomimo pewnych dziwactw, normalnym człowiekiem, prowadzącym zwyczajne życie. Chciał pokazać, że nie jest drugim Salvadorem Dalim. Chciał podkreślić fakt, że jego twórczość ma charakter intuicyjny. Chciał zrobić wszystko, by uniemożliwić zrodzenie się mitów na własny temat i na temat swojej rodziny.

Jest w filmie scena, w której Zofia Beksińska, na ogół opanowana i przyjmująca w milczeniu swój los, reaguje wyjątkowo gwałtownym wybuchem i rzuca w męża egzemplarzem książki Piotra Dmochowskiego, określając "dzieło" marszanda dosadnym słowem "gówno". Jej zdenerwowanie jest wywołane obrazem rodziny Beksińskich przedstawionym w książce Dmochowskiego. Jestem przekonany, że prawdziwi Beksińscy dokładnie tak samo zareagowaliby po obejrzeniu filmu Matuszyńskiego.

To, że "Ostatnia rodzina" powstała jakby wbrew woli osób, o których życiu opowiada, nie jest niestety jego największą wadą. Historia parę razy pokazała, że niezastosowanie się do przedśmiertnych zaleceń wielkich artystów, może uchronić ich dorobek przed zniszczeniem lub odsłonić dodatkowe wymiary ich twórczości. Film Matuszyńskiego nie chroni jednak żadnej cennej wiedzy na temat Beksińskich i nic nie dodaje do tego, co sami zechcieli przekazać nam jeszcze za życia. Wręcz przeciwnie. "Ostatnia rodzina" jest karykaturą rodziny Beksińskich. Karykaturą, która nie bawi, bo została narysowana w celach zarobkowych przez rysownika pozbawionego poczucia humoru.

W relacjach istniejących pomiędzy bohaterami filmu nie czuje się miłości, brakuje błyskotliwych dialogów i wspaniałego poczucia humoru, a więc tych elementów, które tworzyły klimat tego specyficznego mikrokosmosu, jakim był dom rodziny Beksińskich.

Oglądając "Ostatnią rodzinę" miałem nieustanne poczucie sztuczności. Aktorzy, zajęci małpowaniem pewnych podpatrzonych detali, pewnych min czy gestów, zdawali się zapominać, że mają wyrazić jakieś treści, których prawdziwi Beksińscy z jakichś powodów nie zdążyli lub nie chcieli przekazać.

Zdzisław jest w filmie obleśnym, perwersyjnym dziadem, uwielbiającym zanurzać się w swych sadomasochistycznych fantazjach, który malarstwem zajmuje się jedynie dla niepoznaki. Zofia jest dobrotliwą kretynką, którą Zdzisław trzyma przy sobie jedynie z uwagi na jej gospodarskie umiejętności. Tomasz z kolei to facet wyraźnie chory psychicznie, niebezpieczny dla otoczenia i dla samego siebie, którego śmierci zmęczony widz oczekuje z nietajonym utęsknieniem.

Aktorzy są tak skupieni na tworzeniu kreacji, na skupianiu uwagi na sobie, że zapominają o partnerach, co skutkuje ponurą wizją rodziny złożonej z jednostek samotnych, pozbawionych nadziei na empatię ze strony najbliższych.

W rzeczywistości relacje międzyludzkie u Beksińskich wyglądały zupełnie inaczej. Wystarczy obejrzeć dostępne na youtube fragmenty autentycznych filmów kręconych przez Zdzisława. Widać na nich nie tylko miłość i doskonałe zgranie pomiędzy Zdzisławem i Zosią, ale też bardzo silny związek emocjonalny i intelektualny Tomka z rodzicami, nieudolnie maskowany przez niego teatralnie manifestowanym i nie do końca szczerym cynizmem.

Dokładnie takie same odczucia ma osoba, która na temat Beksińskich może powiedzieć znacznie więcej ode mnie, a mianowicie pan Kamil Kuc, siostrzeniec Zofii Beksińskiej, który był częstym gościem w jej domu i dobrze znał wszystkie osoby, będące pierwowzorami postaci z filmu "Ostatnia rodzina". Pan Kamil mówi wprost : "To nie jest film o nich". A trzeba tu na marginesie dodać, że pan Kamil wie co nieco na temat realizacji filmów, bo z zawodu jest scenografem.

Niedawno pojawiła się w mediach informacja o planowanym filmie dokumentalnym o Beksińskich, złożonym właśnie z samych materiałów nakręconych osobiście przez Zdzisława. To wspaniała wiadomość. Będziemy mieli okazję porównać autentyczne sytuacje z tymi zainscenizowanymi w filmie fabularnym.

Jak powiedziałem na samym początku, moja ocena "Ostatniej rodziny" ma charakter mocno subiektywny. Dla mnie ten film jest nieporozumieniem. Jest nie tylko czymś zbędnym, ale wręcz szkodliwym.

Kamil Kuc, poproszony o skomentowanie filmu, zacytował słowa z tekstu Wojciecha Młynarskiego : "Bunt jest we mnie, silna gorycz i negacja". Podpisuję się pod tymi słowami.

ocenił(a) film na 5
atotocoto

Przesadzasz.
Nie odebrałem Zdzisława w tym filmie, jako starego zboka, nie zauważyłem by Zofia Beksińska była tu kretynką , wręcz przeciwnie. Tomasz to rzeczywiście tragedia.
Nie da się tego obronić.

Film ma wiele wad. Przede wszystkim jest bardzo powierzchowny, rzeczywiście nieprawdziwy, dla nieznających i nie zaineresowanych tematem, wręcz bezwartościowy.
Drażnią niektóre sceny, 90% z udziałem Tomasza, albo np ze Zdzisławem, gdy zauważył pająka ( to jakaś groteska).
Ale było też kilka naprawdę dobrych momentów, np rozmowa matki z synem w obecności Ojca. Tomasz chociaż przez chwile przestał być debilem i to był naprawdę dobry dialog.
Niestety, ale podejrzewam, że było to odegranie sceny zarejestrowanej przez Zdzisława i pewnie zostało to odtworzone kropka w kropkę.

Uważam rolę rolę Aleksandry Koniecznej za rewelacyjną. Niestety na drugim końcu jest Ogrodnik. Naprawdę to spartolił. Obraził wręcz graną przez siebie postać. Zastanawiam się tylko nad tym, że wszyscy oni mieli do dyspozycji góry materiałów z udziałem rodziny dla nas niedostępnych i aż tak by to wszystko wykrzywili??

Uważam

ocenił(a) film na 7
crimson80

Z tą sceną rzeczywiście tak było. W oryginale trwa ona ok. 2h.

ocenił(a) film na 1
crimson80

Może przesadzam, może nie przesadzam :) Któż może to w sposób jednoznaczny i bezdyskusyjny ocenić? :) Napisałem o swoich odczuciach. Oczywiście mógłbym jeszcze napisać pięć razy tyle, analizując grę aktorską, konstrukcję scenariusza, robotę operatora, scenografa, dobór muzyki, montaż, itd. Tylko komu by się chciało to czytać? A poza tym mi się nie chce :))
Ja generalnie jestem przerażony tą ogólnoświatową tendencją do wykorzystywania autentycznych postaci i autentycznych historii z gazet do konstruowania opowieści filmowych. Ty też to dostrzegasz? To jakieś wariactwo! A może wynika to z lenistwa, z chodzenia na łatwiznę, z braku kreatywności i wyobraźni? Nie mam pojęcia. Kiedyś ludzie mieli wspaniałe wizje twórcze. Nie mówię tu nawet o tych geniuszach kina, ale wystarczy spojrzeć na zwykłe polskie filmy telewizyjne z lat 60 czy 70. Jakie tam były fajne pomysły scenariuszowe, jak fajnie potrafiono poprowadzić postać przez wciągającą opowieść. To jest właśnie prawdziwa magia kina. I to niestety zanika w coraz większym tempie. Przeciętny scenarzysta zaczyna dzisiaj robotę od poszukiwania w internecie jakiegoś gotowca z życia wziętego. Wystarczy spojrzeć na niedawno powstałe, planowane lub już realizowane produkcje. Same biografie. Skłodowska-Curie, Wisłocka, Strzemiński, Julia Brystygierowa, piloci z dywizjonu 303, pułkownik Kukliński, Wałęsa, itd. itp. Rzygać się chce od tego...
Chcę oglądać współczesne odpowiedniki takich magicznych filmów jak "Matnia", "Nóż w wodzie", "Persona", "Piękność Dnia", "Ofiarowanie", "Uciekający pociąg", itd. itp. Chcę PRAWDZIWEGO kina!
Pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) film na 3
atotocoto

Ogólni dobrze napisałeś, słaby film, postać Tomka potraktowana tak, że...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones