PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=735683}
7,6 130 379
ocen
7,6 10 1 130379
8,3 49
ocen krytyków
Ostatnia rodzina
powrót do forum filmu Ostatnia rodzina

"Ostatnią rodzinę" odbieram jako wyłącznie kalendarium życia rodziny Beksińskich, w dodatku w nikczemny sposób skonstruowane. Obok dat są same wykrzykniki. Niestety, wyrwane z kontekstu zdarzenia są jak punkty zapalne, które bez historii ich otaczających tworzą wykrzywiony obraz.
Moje wrażenie potwierdzają dotychczasowe recenzje osób, które z Beksińskimi miały bliski kontakt. Zachęcam choćby do zapoznania się ze słowami Emila Kuca, kuzyna Zdzisława Beksińskiego.
Nie zauważyłam w tym filmie opowieści o miłości. A szkoda, bo można było stworzyć przepiękny film o miłości w oparciu o historię tej rodziny - materiału na to nie brakowało. Odsyłam w tym momencie do książki "Tomek Beksiński. Portret prawdziwy". Tam mnóstwo jest mowy o cieple, ogromnym uczuciu, oddaniu i rozpaczy.

Film, fabuła, scenariusz, konwencja, wizja artystyczna - wszystko zgoda. Ale ten film rości sobie prawo do bycia filmem biograficznym. Z jednej strony zawiera urywki imitujące prawdziwe taśmy z datami, a z drugiej pokazuje sceny, które w ogóle nie miały miejsca, są wydumaną "wizją artystyczną". Do tego dochodzą głosy twórców o "uniwersalności" przedstawionej historii. Naprawdę?
Po wyjściu z seansu ogarnęła mnie gorycz, że film opowiada o ludziach, którzy nie mogą się już obronić. Bo nie trzeba wnikać w materiały i zapiski, żeby odczuć, że coś z tym obrazem jest nie tak. Jeśli to miała być aż tak śmiała wizja, oddalona od prawdy - dlaczego jest więc o Beksińskich, a nie o rodzinie ABC, i promuje się jako "saga rodziny Beksińskich"?

Jedyna iskierka w całości - słowa uznania dla Andrzeja Seweryna za grę aktorską.

ocenił(a) film na 10
airy_fairy

To jest film przede wszystkim o rodzinie. Historia Beksińskich jest tylko pretekstem do ukazania więzi i bolączek z niej płynących, które są obecne w prawie każdym domu.
"Portret prawdziwy" czytało wiele ludzi, ale jako prawdę przyjmujesz tylko wyraz autora lektury, z tego co widzę. To ciepło, oddanie i rozpacz zostało ukazane w filmie- tylko subtelnie. Płacz, czy wręcz ryk gdy Tomek zobaczył martwą matkę, mimika przy ostatniej audycji, reakcja na wieść o chorobie. Tak samo z okazywaniem miłości- każdy to robi na swój sposób. Nie wszyscy rzucają się sobie w ramiona, nie każdego stać na zwykłe "kocham cię" albo "zależy mi na tobie". To wszystkie "braki" są, tylko nie tak łopatologicznie przedstawione jak wszyscy by chcieli :)
Dlaczego o Beksińskich? Bo to znana tragedia. A przez to, ze znana to jakaś taka niedotykalna dla szarych ludzi jak my. Film zrównał ich właśnie do rodziny ABC.

Aksonia

Właśnie ten "pretekst", o którym piszesz, to coś, do czego mam największe zarzuty. Jest wiele filmów o anonimowych rodzinach, które nie muszą wykorzystywać wielkich nazwisk, aby pokazać piękną historię.
Wyczułam subtelności, o których piszesz, i odczytałam je. Bardzo lubię to w filmach. Tu jest jednak za dużo treści ukrytych pomiędzy wierszami; w tym wypadku odbieram je jako wadę, a nie zaletę filmu. Owszem, czytałam ostatnią książkę, ale tak samo jak książkę Magdaleny Grzebałkowskiej, artykuły czy wreszcie oglądałam dokumenty i filmy, których nie brakuje. Mimo przesiąknięcia tematem starałam się podejść do filmu z otwartym umysłem. Byłam podekscytowana, że powstaje film, bardzo długo na niego czekałam. Niestety, tak samo bardzo się zawiodłam.

airy_fairy

Dla mnie niezwykle uniwersalne były słowa Zdzisława: "Nigdzie bezpośrednio nie wynika, że rodzina to jest coś innego, jak grono ludzi, którzy tak jak siebie lubią, tak samo siebie nie znoszą." To było moje pierwsze zetknięcie się z historią rodziny Beksińskich (znałam oczywiście twórczość Z.B., ale niewiele wiedziałam o samym twórcy) i dostrzegłam tutaj dokładnie to, o czym mówił senior rodu. Uważam tę historię za uniwersalną opowieść o rodzinie. Wydaje mi się, że tak właśnie kreują się relacje rodzinne. Z jednej strony mamy silne antagonizmy, z drugiej ogromną miłość i przywiązanie. Niemal wszyscy kłócimy się z bliskimi, często nie możemy na nich patrzeć, ale nie zmienia to tego, że płynie w nas ta sama krew.
Na pewno przeczytam przytoczoną przez Ciebie książkę Magdaleny Grzebałkowskiej. Jeśli mogłabyś polecić mi jeszcze jakieś materiały na temat Beksińskich, to byłabym bardzo wdzięczna, bo wygląda na to, że masz dużą wiedzę na ich temat. :)

anymore

Dwie pozycje, które na pewno warto przeczytać, by wyrobić sobie opinię i zapoznać się z wieloma wypowiedziami, listami i materiałami, to: "Beksińścy. Portret podwójny" M. Grzebałkowskiej i świeżynka, "Tomek Beksiński. Portret prawdziwy" W. Weissa. Ta druga jest niejako odpowiedzią autora na, jak twierdzi W. Weiss, wykrzywiony i krzywdzący obraz Tomka, który zarysowała M. Grzebałkowska. Niemniej, książka reporterki to kawałek solidnej, dobrze pod kątem właśnie dziennikarskim, napisanej książki. Z kolei W. Weiss stworzył książkę o bardziej osobistym (ale wciąż uważam, rzetelną) wydźwięku, pełną jednak (prawie 700 stron!) cytatów, wypowiedzi ludzi znających Tomka.
Poza tym polecam Dzienniki Zdzisława: "Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia. Dzienniki.", a by nie daleko szukać, co daje internet - dokumenty dostępne choćby na youtube, jak "Kronika zapowiedzianej śmierci", wywiady ze Zdzisławem, występ Tomka u Jagielskiego oraz Cejrowskiego, audycje Tomka z Trójki pod Księżycem (i nie tylko)... Kiedy sięgniesz po książki, znajdziesz wiele źródeł i odnośników, do których warto dotrzeć.

airy_fairy

Bardzo Ci dziękuję. Na pewno zapoznam się z tym wszystkim co tu przytoczyłaś. :)

anymore

Nie ma za co :) Daj koniecznie znać później, czy poznanie tych materiałów wpłynęło na Twoje myślenie o filmie.

ocenił(a) film na 8
anymore

Zgadzam się z anymore, ja też uważam, że film właśnie pokazuje te rodzinne relacje w sposób piękny, subtelny i może między wierszami, ale właśnie takie filmy lubię najbardziej. To nie jest łopatologiczne kino dosłowne i może stąd ta agresja że "źle przedstawione", "Jak świrów" i tym podobne, bo osoba, która trochę kina już obejrzała dobrze rozumie zamysły autorów i nie widzi w obrazie żadnych świrów, widzi właśnie trudne relacje rodzinne osób o bardzo specyficznych charakterach, z iskrą geniuszu, trochę ponurych, trochę niedostosowanych do realiów. Ten cytat o którym mówisz idealnie przekazuje sedno - i potem ta konstatacja Zofii, ze ona tak chyba nie ma, i Zdzisława, że on tak ma. Czyli też inny rodzaj odbioru emocji, uczuć. Nawet cieszę się, że obejrzałam go bez obarczenia innymi źródłami. Spotkałam się z zarzutami salw śmiechu na sali kinowej - ja się z tym nie spotkałam i bynajmniej nie było mi do śmiechu.

suncarol

Właściwie wszystko, co mogłabym napisać w odpowiedzi, jest w moim pierwszym poście.
Poruszasz temat zrozumienia filmu. Ale ja doskonale zrozumiałam zamysł, i właśnie dlatego kompletnie się z nim nie zgadzam. Właśnie ten zamysł to cały punkt zapalny we mnie. Bez względu na liczbę obejrzanych filmów i ogromną dozę wyrozumiałości wobec sztuki filmowej przez duże i małe "s", całkowicie buntuję się wobec tego obrazu. Być może ten film powstał 100 lat za wcześnie, jak to powiedział W. Banach. A być może w ogóle nie powinien był powstać w tej formie - pod hasłem "Beksińscy".
Moje rozważania krążą wokół tego, gdzie i czy są granice przedstawiania historii i gdzie kończy się prawda, a zaczyna fikcja. Po prostu uważam, że pewnych rzeczy się nie robi. Nawet, a może przede wszystkim w filmie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones