Do tego filmu naprawdę się "napaliłam". Świetne recenzje, 6 Oscarów... A powstała zwykła opera mydlana, sztampa. 95% filmu to przesłodzone, sztuczne sceny, którym towarzyszy ta milusia, słodziusia muzyka Stotharta. Można znieść kilka takich scen, ale w "Panią Miniver" wepchnięto na siłę tyle ile się tylko da. Dialogi się kleją i rozklejają... Znowu twórcy robią wszystko by wywołać u widza potok łez. Śmierć Carol Beldon jest przedstawiona w do bólu wzruszający, sztuczny sposób. Na szczęście chociaż Greer Garson i Dame May Whitty grają na poziomie. Garson jest naprawdę świetna jako tytułowa Pani Miniver. W niemalże wszystkich scenach, w których występuje wspaniale przedstawia swoją bohaterkę, taką troskliwą, kochającą. A Whitty jest po prostu znakomita! Co jednak nie zmienia faktu, iż "Pani Miniver" to słaby, powodujący mdłości od nadmiaru słodyczy film.