Oglądałem ten film jako dziecko, obejrzałem go również teraz, jako dorosły facet. Wtedy miałem słabe pojęcie o kinie teraz to się zmieniło i widzę więcej...
To co się nie zmieniło to emocje związane z odbiorem. Tak jak bym wpadł w przestrzeń między czasową. Naprawdę się uśmiałem tak jak to miało miejsce lata temu.
Ten film ma bezpretensjonalny wydźwięk komedii. Pierre Richard i jego wiskomika, w zestawieniu ze znakomitym Gerardem Depardieue świetnie odtworzyli wizję Francisa Vebr.
Jedna z moich ulubionych scen a zarazem scena, która (według mnie) prezentuje wysoki poziom kina to:
scena w samochodzie kiedy, detektywi zdają sobie sprawę, że przed chwilą widzieli poszukiwanego przez nich faceta i że Gerard nie rozpoznał go mimo, że ma jego zdjęcie przy sobie, ( trochę jakby go właśnie upuścili). I co następuje...? Nie odzywają się ani słowem. Wszystko to co zazwyczaj zostaje zapełnione paplaniną oni zobrazowali swoimi minami... :)))))))
W ten sposób ja jako widz staje się trzecią postacią w tym filmie, anie durnym..., któremu wszytko trzeba przeżuć i podać na tacy.
Jest to świetny punkt odniesienia dla komedii bazujących na tanich sztuczkach bezpośredniego wyśmiewania wszystkiego co dookoła. Tyczy się to również kabaretów, które powielając na wszelkie sposoby sztukę karykatury, grzmią kiczem ze sceny w stronę widowni oczekując, że wszyscy będą się zalewali śmiechem, myśląc sobie "Och jacy oni są zabawni".
Dobrze, że wróciłem dziś do tego filmu :)
fajny film tylko nie wiem po co amerykanie zrobili 10 lat póżniej niemal identyczny film