Sama nie wiem. Sądziłam, że ten film mnie zachwyci. Książka bardzo mi się podobała, obsada jest naprawdę trafiona, ale całość trochę bez polotu. Ciężko jest chyba oddać styl McEwana, tę nieco senną atmosferę, hołdowanie szczegółom, nieistotnym pozornie rozmowom... Tutaj to wszystko, opowieść Roberta o ojcu, historia strasznego, wynaturzonego związku z Caroline - wszystko to sprawia na mnie wrażenie dziwnie wyrwanego z kontekstu. A aktorzy (chodzi mi tutaj głównie o Walkena i Mirren) nieco beznamiętnie "recytują" swoje kwestie, czasem jakby żywcem przepisane z książki, tylko pozbawione "ramy" i przez to przesadnie groteskowe. Zbędne wydaje mi się też podkreślanie od początku

SPOILER

że Colin i Mary są śledzeni. "Dopisanie" zakończenia (ujęcie morderców) też chyba jest trochę niepotrzebne. I wreszcie cała atmosfera filmu, od początku tak straszliwie nasycona fatalizmem. Nawet muzyka - skądinąd piękna - podkreśla, że zaraz stanie się coś strasznego. Trochę to przesadne.

A mnie książka się nie podobała, natomiast film jest całkiem niezły. Walken fantastyczny, a pisanie o nim, że jest beznamiętny, to ogromne nadużycie :) Jest to jeden z najbarwniejszych i najbardziej genialnych aktorów w historii kina. On jest wprost stworzony do roli Roberta.

zgadza sie :)