Hmm, nie wiem o co ci chodzi z oryginałem z 1956. Z pewnością nie jest to pretensjonalne i naciągane kino. Tak właściwie jedna z klasyk sci-fi. Więc jeżeli nadal masz to zdanie o kinie lat 50. - to ja tylko mogę ci powiedzieć, że "Invasion Of Body..." się z niego wyłamuje.

A jeżeli chodzi o wersję '93: film jest solidny, ale pozostawia lekki niedosyt.

"Pozostawia lekki niedosyt" to cecha każdego dobrego filmu! :)

Heh trudno mi się z tobą nie zgodzić, coś w tym rzeczywiście jest :)

"Oczywiście, nie jest to żadna rewelka, gdyż nie otrzymujemy jasnej odpowiedzi na pytanie, kim do cholery są te istoty, które chcą zniewolić ludzkość." To zdanie wyszło Ci tak, jakbyś uważał za rewelacyjne jedynie te filmy, które w pełni wyjaśniają genezę istot, od ich środowiska aż do omówienia metabolizmu. ;)

Moim zdaniem właśnie dobrego aktorstwa zabrakło. Najlepiej moim zdaniem grali Forest Whitaker, Meg Tilly i jeszcze jej filmowy mąż Terry Kinney. Natomiast nastolatki, na których barkach spoczywał ten film, zagrały kiepsko.

Fabuła była bardzo dobra, ale niekiedy źle przedstawiona (niepotrzebnie wydłużona i słabo zwieńczona scena w przedszkolu, pozbawiona większego napięcia scena w szpitalu).

I tak ten film gorąco wszystkim polecam. :) Nie jest arcydziełem, jedynie ze względu na kilka szwankujących scen.