Ocena bardzo mocno przesadzona. Film bardzo średni, rzekłbym nawet, że zwyczajnie słaby - jak na możliwości Mela Gibsona. Większość chwali miażdżące sceny batalistyczne, ja się pytam jakie? Zwykłe efekciarstwo, zero klimatu. W Szeregowcu Ryanie, akcję na plaży Omaha przechodziło się razem z aktorami, a po zdobyciu plaży, w scenie kiedy padają słowa "That's Quite a View" można wziąć głęboki oddech i wyzionąć ducha. Piszę o tym tylko, że większość porównuje nowe dzieło Gibsona do Ryana, co jest moim zdaniem bardzo delikatnie mówiąc - lekko pomylone. Szeregowiec Ryan, mimo, że 20 lat temu zrobiony, to bije Przełęcz ocalonych pod każdym względem. W Przełęcz ocalonych raziła gra aktorska, szczególnie Vince Vaughn - zagrał iście komediowo. Film bez ładu, bez składu. Totalny chaos i zero wątków, które by jakoś chociaż chciały utkwić w pamięci. To taki film zrobiony na szybko, pod publikę, dla pieniędzy - bo inaczej nie uwierzę w to co zobaczyłem na ekranie. Naprawdę nastawiłem się na solidne kino. Oceny zawyżone pewnie z racji historii obytej na faktach. Jednak to stanowczo za mało. Jednym uchem weszło, drugim wyszło. Pamiętam jak pierwszy razy obejrzałem Saving Private Ryan, to jeszcze długo po seansie nie potrafiłem do siebie dojść. Tutaj nie czułem dosłownie nic. Film moim zdaniem mega słaby. Oceniłem na 5/10, tylko ze względu na Mela, bo jak by nie patrzeć, gość jest już legendą.