Coś pomiędzy musicalowym, a muzycznym dramatem biograficznym o Eltonie Johnie z elementem fantasy.
Porównując z ubiegłorocznym Bohemian Rhapsody (7/10) jest nieznacznie lepiej, po prostu dzięki większej ilości życia w filmie. Otóż, podoba mi się styl tej realizacji; te musicalowe przerywniki, niczym didaskalia w sztuce teatralnej, które nie odwracają uwagi od głównego wątku. Fajny eksperyment. Taron Egerton? Tak się oddać roli... szacun.
Tekst warty uwagi: "For my next trick, I'm going to f*cking kill myself."