Przyłączam się. Trafił mnie prosto w serce.

Całkowicie się zgadzam. Alegoria do przytulenia swojego wewnętrznego dziecka najlepsza! :)

Tak. Film cudowny. Angażujący widza od samego poczatku. Warto.

Pierwszy raz poszłam tak naprawdę przez przypadek. Film spodobał mi się tak bardzo, że ostatecznie byłam na nim w kinie 3 razy i za każdym razem równie bardzo mi się podobał mimo, że film nie był już dla mnie kompletną nowością. Gdyby wyświetlali go w mojej okolicy jeszcze dłużej niewykluczone, że poszłabym po raz kolejny. Trochę się już powtarzam ale nie miałam pojęcia, że Rocketman może mnie aż do takiego stopnia "uwieść". Nigdy nie słuchałam Eltona Johna i nie znałam jego piosenek oprócz tych "z radia" , no i oczywiście z "Króla Lwa" ;) Ten film sprawił, że zaczęłam "grzebać" w dyskografii Eltona i poznawać jego twórczość. To między innymi lubię w filmach - dają mi bodziec do zgłębienia tematu ;) Żałuję bardzo, że na soundtracku znalazły się niepełne wersje niektórych utworów. Zwłaszcza "Don't Go Breaking My Heart". Nowe wersje bardzo mi się podobają (są bardziej żywiołowe i oczywiście mają poniekąd współczesny vibe) mimo, że oryginalne są nietykalne. ;) Cieszę się, że trafiłam na "Rocketmana" , warto go było obejrzeć na wielkim ekranie. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów ;) PS Swoją drogą, fajnie byłoby zobaczyć, perypetie Eltona po odwyku - jestem pewna, że zostało jeszcze mnóstwo aspektów kariery wartych uwagi. Praca nad wspomnianym już przeze mnie "Królu Lwie", relacji z księżną Dianą itd. Dajcie mi tylko Egertona i idę, ba - lecę do kina w ciemno ;)

Podpisuję sie pod tym.