Historyjka sama w sobie naiwna, choć nie brak w niej fantazji, czaru i wdzięku. Może nawet być wciągająca (przy odrobinie dobrej woli). Można nawet powiedzieć, że im dalej tym lepiej... historia zyskuje niezłe tempo i kilka ciekawych zwrotów. Kończy się jak zawsze ugłaskanym happy endem (mimo strat po drodze), na co też można ponarzekać, ale lepiej zaakceptować (prawda czasu, prawda ekranu :-).
To co nie podlega dyskusji to oczywiście Betty Davis w podwójnej roli. Nie mamy wątpliwości, że oglądamy dwie różne osoby (osobowości). Kolejny popis - pozostaje żałować, że w tak płytkim filmie.