Francois Truffaut, jeden z najwybitniejszych obok Jean-Luca Godarda, Alaina Resnais’a, Louise Malle’a i Agnes Vardy, twórców francuskiej Nowej Fali, w 1959 roku zaprezentował światu swój debiut, autobiograficzny film o losach 12-letniego paryżanina Antoine’a Doinel’a, alter ego reżysera, zatytułowany „Czterysta batów”. Film z miejsca powszechnie uznany został za arcydzieło i jeden z najlepszych filmów i dzieciństwie w dziejach kina, a dla reżysera stanowił początek wielkiej kariery, w trakcie której powracał on kilka razy do postaci Antoine’a. Jednym z tych filmów są właśnie „Skradzione pocałunki”.
Antoine’a Doinel’a zastajemy w momencie, kiedy zostaje zwolniony z wojska. Bohater rusza do Paryża w poszukiwaniu pracy, miłości i swojego miejsca w społeczeństwie. Zaczyna od złożenia wizyty rodzicom swojej dziewczyny, Christine. Dzięki pośrednictwu ojcu Christine udaje mu się dostać posadę portiera w hotelu. Wkrótce jednak zostaje zwolniony. Jednak od razu zatrudnia się w agencji detektywistycznej. W ramach pracy detektywa musi też incognito podjąć pracę w sklepie obuwniczym. Przeplatane jest to wszystko z problemami emocjonalno-miłosnymi bohatera, których oś stanowią wizyty w domach publicznych, zauroczenie żoną dyrektora sklepu obuwniczego i perypetie z Christine. Na wszystkich tych frontach poczynania naszego bohatera są trochę nieudolne, niedojrzałe, wywołujące lekki uśmieszek politowania.
O ile „400 batów” to film w stu procentach poważny i dramatyczny, o tyle „Skradzione pocałunki” to 90-procentowa komedia. Sceny w domu publicznym, moja ulubiona scena, gdy Christine zgaduje jaką pracę znalazł Antoine, no i rewelacyjny wątek detektywistyczny (absurdalne przyczyny dochodzeń), stanowiący jakby pastisz kryminału – wszystko to jest bardzo zabawne, choć podszyte trochę refleksją i obawami o przyszłość bohatera.
Oczywiście film jest dużo mniej nowatorski czy eksperymentalny od „Czterystu batów”, ale też nie o to tutaj chodziło. Na uwagę zasługują kreacje aktorskie: znakomitym pomysłem było dalsze obsadzenie w roli głównego protagonisty Jean-Pierre Leauda. I o ile jego bohater raczej nie do końca dojrzał, o tyle Leaud pod względem aktorskim dojrzał na pewno. Jego rola jest mocną stroną filmu. Dorównuje mu tylko piękna i zjawiskowa, niezwykle elegancka Delphine Seyrig w roli żony szefa sklepu obuwniczego.
Nie jestem wielkim fanem kina Truffaut, niemniej jednak „Skradzione pocałunki” są na pewno filmem godnym uwagi.