Mimo wszędobylskiej amerykańskości i tego, że czegoś mi zabrakło, muszę powiedzieć uczciwie: niebanalny, niespowielony, inny. Myślę sobie, że niezły...
"jak na film amerykański, naprawdę niezły..."
Chyba to głupie. Wybacz, ale filmy amerykańskie były, są i prawdopodobnie zawsze będą na najwyższym światowym poziomie.
Są amerykańskie filmy i amerykańskie filmy. Jesliby, to Europa była takim filmowym gigantem jak Stany i wypuszczała oprócz 20% kina bardzo wartosciowego (co stanowiłoby i tak 100% ogółu wszystkich produkcji produkowanych przez Stany) 80% w postaci filmowej kupy, to chyba byś się wkurzył słysząc ciągle z ust Amerykanów: "Ci Europejczycy, to ale do dupy kino mają".
Aha, jeszcze jedno. Antyamerykańskości filmu nie należy mylić z nieamerykańskością filmu jako filmu (choć w tym wypadku i jedno i drugie idzie ze sobą w parze). Oczywiście, że najważniejsi sa ludzie i ich uczucia niezależnie na ich pochodzenie i tu film nie zawodzi, choć też zupełnie nic nowego nie mówi. Jeśli jednak chciałoby się wyprowadzić z tego filmu jakieś ostrzejsze antyamerykańskie ostrze, to będzie ono tak ostre jak kuchenny tłuczek.
Wszystkim "antyamerykanom" życzę ciekawych odkryć filmowych bez wzgledu na rasę i pochodzenie. :P