PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=644473}

Sugar Man

Searching for Sugar Man
7,7 70 707
ocen
7,7 10 1 70707
7,2 27
ocen krytyków
Sugar Man
powrót do forum filmu Sugar Man

Obejrzałem ten film w dniu dzisiejszym i pozostaję pod jego wrażeniem. Dałem mu stosunkowo wysoką ocenę. Raczej z rzadka serwuję "9". Robię to wyłącznie wtedy kiedy jakiś obraz rozbawi mnie lub wzruszy do łez, albo zmusi do refleksji. Ten film z pewnością jest wzruszający ale moja refleksja jest zupełnie innej natury. Zastanawiam się czy ktoś nie chce mnie tą historią zrobić w trąbę. Film sam w sobie nie jest w moich oczach dziełem wybitnym, ale oceniam go jako dokument, autentyczną historię, która już sama w sobie jest niespotykana i niezwykła. Jeżeli jednak jest to dokument, to powinien rzetelnie przedstawić sytuację. Każde zafałszowanie historii, zdejmie z niego nimb niesamowitości pozostawiając jedynie socjotechniczną manipulację mającą na celu eksplorację mojej kieszeni i to w taki sposób, abym tego nie zauważył. Nie lubię być oszukiwany, pewnie nikt nie lubi. Ja osobiście szczególnie nie znoszę świętoszkowatej hipokryzji. Ale do rzeczy.

Film przedstawia Rodrigueza jako postać tragiczną (w takim sensie, że zapomnianą na lata i niedocenioną), której historia z muzyką urywa się nagle, grzebiąc nadzieję na spełnienie marzeń i zmuszając do ciężkiej pracy fizycznej, graniczącej z walką o przetrwanie. Bezpośrednio po obejrzeniu filmu, miałem wrażenie, że Sixto chwycił za gitarę po wielu latach i tylko dzięki niespotykanej osobowości, nie padł przytłoczony nagłą sławą. Te tysiące ludzi skandujące jego imię, konieczność sprostania swojej własnej legendzie, stawienie czoła niewątpliwym zmianom związanym z procesem starzenia (głos) i ... człowiek, wykształcony (filozofia) społecznik, ciężko pracujący fizycznie aby zapewnić przetrwanie wielodzietnej rodzinie w upadającym mieście przemysłowym. Niebywale skromny i uczciwy. Bez stereotypowych dla muzyków przywar, jak narkotyki, alkohol czy sex. Ktoś taki to dziś prawdziwa perła, dlatego zapragnąłem zobaczyć ten koncert (jeden z pierwszych 6 w 1998) na żywo aby wspólnie z nim dzielić tą chwilę wzruszenia i chwały. Koncertu nie znalazłem, co w sumie jest możliwe, gdyż środki audiowizualne nie były jeszcze wtedy tak rozpowszechnione, choć dziwne bo ja w postkomunistycznym kraju już wtedy kamerę posiadałem, więc spodziewam się, że wśród tysięcy ludzi na tych występach znalazło się kilkudziesięciu, którzy tak ważny (jak przedstawia to film) koncert utrwaliło, a w dobie powszechnego internetu i mając na uwadze obecne, nagłe zainteresowanie osobą piosenkarza, mogłoby taki dokument zamieścić np. na Youtube.
Bardzo mnie zdziwił wątek finansowy, szczególnie po wystąpieniu właściciela wytwórni. Nie bardzo rozumiem dlaczego wytwórnia wydała drugą płytę, jeżeli pierwszą nabyło tylko kilka/naście/dziesiąt osób. Kto taki finansuje występ artysty w Europie (GB - zdjęcie prezentowane w albumie przez producenta 2 płyty Steve'go Rowlanda). Nie rozumiem też dlaczego piosenkarz, zwłaszcza w USA gdzie ludzie procesują się o temperaturę kawy w kubku, nie dochodzi praw należnych z tytułu dystrybucji swoich utworów. Co prawda córka piosenkarza oświadcza na ekranie, że wiele ze sprzedanych w RPA płyt było nośnikami powielonymi nielegalnie, ale właściciele wytwórni w tym kraju złożyli oświadczenie, że przelewali tantiemy na konto wytwórni w USA, wskazując konkretne nazwisko - człowieka, który przed kamerą wypowiada się bardzo pokrętnie!
Szukając wspomnianego wyżej koncertu znalazłem inny, który odbył się w ... Australii! W 1979 roku. Co biorąc pod uwagę gwałtowne zakończenie kariery muzycznej, sugerowane w filmie i datowane na rok 1972/1973 (wzmianka o materiale, który nigdy nie został wydany) bardzo mnie zastanawia. Ktoś wszak musiał to turnee opłacić, ktoś musiał na koncerty przychodzić i tej muzyki słuchać. Kolejna trasa koncertowa w Australii odbyła się w 1981. Rodriguez występował w trakcie tych koncertów jako wsparcie dla innych kapel, ale oznacza to, że z muzyki się nie wycofał i w jakiś sposób musiał być rozpoznawalny.
Film sugeruje, że piosenkarz występował (wyłącznie?) w RPA i wiedzie swój skromny żywot w domku w Detroit. Nie dowiemy się z niego o trasach koncertowych w Szwecji czy w Australii (2007 czy 2010) ani o filmie Candy z 2006r. Na koniec dziwi mnie moment, w którym powstał film. To oczywiście nic nadzwyczajnego, ktoś znalazł historię, miał kapitał i nakręcił film za który otrzymał Oskara.
Żadna, z powyższych moich wątpliwości sama w sobie nie zmienia odbioru tego filmu, ale jeżeli dodam je wszystkie do siebie, film traci w moich oczach autentyczność i staje się czystą komercją. Tym o czym pisałem na początku.

Wyobraźcie sobie, że film Slumdog, który jako taki oceniam bardzo wysoko, zostałby przedstawiony jako dokument, gorszy pod względem warsztatu, narracji czy scenariusza, ale przedstawiający scena po scenie fakty. A potem pomyślcie jakie byłoby Wasze wrażenie, gdyby się okazało, że to jednak nie jest do końca prawda, a ktoś manipulował informacjami aby wpłynąć na Wasz odbiór.

Czy ocenilibyście ten film tak samo?


użytkownik usunięty
antyspamblood

Rzeczywiście, dowody przedstawione przez Ciebie znaleźć można banalnie prosto w Internecie (Australia itd.). W samym scenariuszu jest też kilka luk, które sprawiły, że poczułam się jak przysłowiowy szczur, którego wiedzie się po ustalonej z góry trasie labiryntu. Dobrze się ten film ogląda, natomiast w zupełności się z Tobą zgadzam, że wersja przedstawiona na ekranie jest w jakiś sposób zafałszowana.

ocenił(a) film na 9
antyspamblood

Ta historia nie jest zafałszowana. Manipulacja informacjami aby wpłynąć na nasz odbiór jak najbardziej ma miejsce tylko ,że mi to nie przeszkadza... Dzięki temu ten film jest taki żywy! Naprawdę mało jest dokumentów ,w które rzetelnie przedstawiają wydarzenia tak by niczego nie wyolbrzymiać, pomijać itd. (najczęściej są to filmy naukowe) Polecam obejrzeć film pod tytułem "Zapiski mumii , odgłosy robaków" . Bardzo podobna sytuacja.

ocenił(a) film na 8
antyspamblood

to faktycznie przykre zaskoczenie, ale jedyne usprawiedliwienie tej historii, to fakt, że film opowiada o poszukiwaniach prowadzonych przez dziennikarzy z RPA, a więc z ich perespektywy - oni też nie wiedzieli nic o koncertach w Australii, poza tym tam nie był gwiazdą, można przyjąć, że tamte wyjazdy potrakował jako sposób dorobienia do robotniczej pensji a do RPA pojechał już jako gwiazda

ocenił(a) film na 9
Jaga117

To dość wiarygodne :)

ocenił(a) film na 9
antyspamblood

Myślę, że ten sposób myślenia jest słuszny, lecz w pewnym stopniu nacechowany "naszymi" czasami, gdzie wszystko przeliczamy na pieniądze. Zastanów się jak wtedy przeliczysz Woodstock - też w rachunkach ci wyjdzie, że tego nie było. Przecież Rodriguez to nie U2, nie woził swojej sceny. Myślę, że to małe przemilczenie niewiele przekłamało, za to pomogło filmowi.
Jednak ja odebrałem ten film też jak opowieść o dwóch miejscach. RPA i Detroit połączone muzyką. Choćby scena jak idzie w śniegu przez miasto, pokazane domy w okolicy, wszystko tu jest częścią historii tego człowieka.
Ja gorąco polecam ten film, ponieważ sam w sobie jest świetnie zrobiony i opowiada bardzo interesującą historię.

ocenił(a) film na 5
antyspamblood

Dziś obejrzałem ten film. Na pewno historia sama w sobie świetna, film bardzo dobry. Nie słyszałem wcześniej o tym artyście i czytając komentarze na tym forum czuję się zdegustowany... Wygląda na to, że historia przedstawiona w filmie to fałsz, kłamstwo. Po kolei.
1. Założenie filmu jest taki, że artysta zniknął, założenie brzmi "wow, odnaleźliśmy naszą legendę po latach". A nie powinno być inne? Np "loool, my głupcy w RPA myśleliśmy, że Rodrigues nie żyje a okazało się, że gościu grywał w latach 70-tych koncerty w Australii, że jego piosenka była użyta w jakimś filmie, że powstał o nim film w 2002 roku. Ale z nas ciapy". Tymczasem ani słowa o tym. W film przedstawia historię innego człowieka, to nie jest film o Rodriguezie bo on nigdy nie znikł i nie zginął - nawet jeśli patrzymy z punktu widzenia RPA. To nie Rodriguez znikł tylko RPA zapomniało o Rodriguezie. Zapomniało na tyle, że dopiero prawie 20 lat po apartheidzie sobie uświadomili, że ten koleś może nadal istnieć.
2. Koncert na koniec filmu w RPA i duża publika. Tu kolejne przekłamanie bo pojawia się tam tekst w stylu "nie czuł tremy przed publicznością, to było dziwne, on czuł się jak ryba w wodzie" (oczywiście nie cytuję dosłownie, zawarłem tylko sens wypowiedzi w cudzysłowie). I tu znowu powinna się pojawić wzmianka o tym, że koleś dawał już koncerty więc nie było mu obce występowanie przed szeroką publiką.
3. W filmie pada też pytanie do samego Rodrigueza o tym czy tworzył muzykę po tym jak "znikł". Ten też wcale nie wspomina, że dawał koncerty i to nie w jakimś barze w USA tylko dosłownie NA DRUGIM KOŃCU ŚWIATA w Australii i Nowej Zelandii.

Uważam, że ten film to bezczelna manipulacja ze strony reżyserów i samego artysty. Po połączeniu tez płynących z filmu jak i faktów, które ujawniono a nie zostały pokazane w filmie nasuwa się taki obraz "śpiewałem ale mi nie wyszło w USA. Musiałem na początku lat 70-tych zająć się ciężką pracą i muzykę porzucić a tworzyć tylko hobbystycznie. Pod koniec lat 70-tych ot tak sobie poleciałem do Australii i zagrałem koncert. Nie wiem jak to sie stało bo przecież od prawie dekady byłem w cieniu. Później znowu świat o mnie zapomniał a ja zapomniałem o świecie. W 2002 ktoś tam nagrał o mnie jakiś tam film z racji tego, że nigdy nie byłem popularny i nikt o mnie nie pamięta. Później grałem jakieś tam koncerty w Szwecji i Australii. I nadszedł czas aż w końcu zostałem odgrzebany przez RPA i wyniesiony na piedestał".
Nigdzie nie ma sensownej wzmianki co się z nim działo. Dlaczego ta kariera była przerywana albo ciągła ale na tyle cicha, że są na jej temat tylko wzmianki co kilka lat. W filmie nie było info skąd ta przerwa, może miał problemy z używkami, może sprawy rodzinne.
Moje wnioski sa smutne. z Przeciętnego muzyka, który co prawda nagrał 2 fajne kawałki, ale który całe życie był takim zwykłym śpiewakiem, który nie potrafił się wybić więc grał bardziej hobbystycznie niż zawodowo, któremu zdarzyło się wypłynąć i dać kilka koncertów, a który musiał tyrać w robocie żeby zarobić na chleb zrobiono kogoś specjalnego, zrobiono fajny scenariusz na film tylko po to aby zbić na tej historii kasę.
Po połączeniu faktów z filmem można dojść tylko do jakichś nielogicznych tez, co tylko utwierdza w przekonaniu, że film specjalnie jest przekłamany i zrobiony dla kasy.

ocenił(a) film na 7
jarek0991

przykro mi to stwierdzić ale tacy jak ty nie powinni się ani wypowiadać ani oceniać filmów - często spotykam się z nieumiejętnością czytania ze zrozumieniem ale twój przypadek to raczej nieumiejętność oglądania ze zrozumieniem ;]
1. założenie filmu jak sugeruje już sam tytuł to jak to ująłeś "wow, odnaleźliśmy naszą legendę po latach", taki był zamysł i jeśli chcesz innego to nakręć swój film "loool, ci głupcy w RPA myśleli, że Rodrigues nie żyje...", dla poszukiwań muzyka nie znaczenia, czy grał jakieś supporty kilkanaście lat wcześniej w jakimś muzycznym zadupiu a o filmie w 2002 roku nawet nie będę mówił bo... oni koncerty w RPA organizowali pod koniec poprzedniego stulecia :)
2. oczywiście, że zaraz po wydaniu płyty musiał dawać jakieś koncerty, największe badziewia w tym biznesie je dają więc i on, poza tym grał w barach o czym chyba zapomniałeś
3. nie wspomina bo nie tworzył już nowej muzyki - jak powiedział "nie byłby w stanie stworzyć czegoś lepszego"

podsumowując - film nie jest o życiu i twórczości Rodrigueza tylko o jego poszukiwaniach fanów z RPA, dla których był największym idolem młodzieńczych lat (to z nimi i o ich odczuciach są przecież wywiady) i dlatego nie ma w nim tych informacji o które się upominasz ;] mogłoby być jedynie zamieszczone jako napisy końcowe ale po co skoro to nie o tym ta historia?

ZimnyJakLod

Z radością stwierdzam, że każdy ma prawo wypowiadać się, również o swoich odczuciach i przemyśleniach, a także oceniać filmy. Tylko tacy faszyści jak ty nie powinni tego robić - niezależnie czy potrafią czytać i oglądać ze zrozumieniem, czy nie. Nie masz prawa zamykać innym ust, faszysto!
1. To jest film dokumentalny i jako taki powinien uczciwie przedstawiać fakty. Nawet jeśli to jest historia o poszukiwaniu legendy przez fanów z RPA, to po odnalezieniu tej legendy powinni się wszystkiego dowiedzieć i opowiedzieć o tym w filmie. Tymczasem w filmie przedstawione jest to tak, jakby Rodriguez całkowicie przestał grać publicznie i jedynie tyrał jak wół.
2. Nie, to nie jest oczywiste. Powoływanie się na badziewia też jest z dupy wzięte - w tym biznesie dużo zależy od znajomości, układów, wreszcie od szczęścia czy mody. Niestety, często beztalencia są promowane podczas kiedy wartościowi artyści nie mogą się wybić.
Wracając do Rodrigueza, okazuje się, że koncertował w Australii i Europie, w Australii wydano także płytę z zapisem z koncertu. Wszystko to świadczy o tym, że cieszył się w tych rejonach jakąś popularnością - nie taką jak w RPA, ale jednak na tyle dużą, że go zapraszano i wydano płytę. Na tyle dużą, że zamiast brać jako przedgrajków (brzydko zwanych z języka obcego "supportem") jakichś lokalnych artystów (których zawsze jest na pęczki), woleli jego, mimo, że trzeba było wyłożyć więcej pieniędzy (samolot).
3. Powiedział to w kontekście nagrywania kolejnych płyt, co nie znaczy, że nowej muzyki jako takiej nie tworzył, choćby w domowym zaciszu. To, że miał wtedy takie odczucia nie znaczy też, że później się one nie zmieniły, jednak nie było nikogo, kto by mu ewentualne kolejne płyty wydał. Po prostu nic o tym nie mówią.

Podsumowując, film jest nie tylko o poszukiwaniu go _przez_ fanów z RPA (bo to oni go szukali, a nie na odwrót), ale również o życiu i twórczości Rodrigueza. Nie zapominajmy, że poszukiwacze do samego końca, tj. do chwili kontaktu z jego córką, byli przekonani, że śpiewak nie żyje i chcieli dowiedzieć się o nim czegokolwiek. I serwuje się nam detale takie jak to, kim byli jego rodzice, że angażował się w lokalną politykę, a nie wspomina się o tym, że nie rozstał się z muzyką całkowicie.

I choć nie podzielam w pełni opinii jarka0991, to jednak jakiś niesmak po tych niedopowiedzeniach pozostaje.

ocenił(a) film na 7
UseBrain

Faszystą to możesz nazywać kogoś ze swojej rodziny. Druga sprawa to także jak widać masz problem z czytaniem ze zrozumieniem - ja nie napisałem, że ktoś nie ma prawa się wypowiadać ale oczywiście ty nie rozumiesz co czytasz a następnie robisz pod kogoś wycieczki osobiste przez swoją ułomność. Częsty przypadek w dzisiejszym świecie jak już wspomniałem 6 lat temu.
Tak, to jest film dokumentalny ale opowiadający pewną historię. Przykładowo jeden z lepszych ostatnio dokumentów sportowych - Diego - nie opowiada historii całego życia Maradony ale tylko tą część na której postanowił skupić się reżyser. Reszta jest albo pomijana albo niedopowiedziana. To nie jest kronika tylko film i nie o Sixto ale o fanach z RPA.

ocenił(a) film na 7
jarek0991

Spudłowałeś w każdym calu - przecież WYDAŁ płyty na początku lat 70. Po czym - zakończył karierę. Jak to oglądałeś? Do tego wspominasz, z wykorzystano jego piosenkę w filmie z lat 2000?

ocenił(a) film na 8
jarek0991

W mojej ocenie film jest dla Ciebie niezrozumiały w odbiorze głównie ze względu na to, że trudno jest Ci wyobrazić sobie jak funkcjonował ten świat przed erą internetu i rewolucji cyfrowej. Stąd te podejrzenia o manipulacje, teorie spiskowe etc...

ocenił(a) film na 7
antyspamblood

Czy oceniłabym film tak samo? Oceniłam film Sugar Man jako taki, nie historię. Podoba mi się jak jest zrobiony, jakie uczucia wywołuje (nawet jeśli jest to manipulacja faktami). Ale gatunek trzeba by zmienić, nie jest to dokument jeśli nie pokazuje wszystkich faktów, a jedynie wybrane.
Co do przekłamań. Film opowiada o tym, że w RPA miał duże znaczenie a nic o nim nie wiedziano. A z drugiej strony on nie wiedział, że jest tak znany w tym kraju. Chyba że z tym też można się kłócić?
Dla mnie te koncerty w australi nie są związane z historią przedstawioną w filmie i są zwyczajnym czepianiem się.

ocenił(a) film na 7
antyspamblood

"co w sumie jest możliwe, gdyż środki audiowizualne nie były jeszcze wtedy tak rozpowszechnione"

Były, były.. Ten film to pewnie kolejne mockumentary...

ocenił(a) film na 8
antyspamblood

W Australii był trochę popularny, mimo, że film mówi, że po "Coming from reality" poddał się całkowicie jest to nieprawda. Rodriguez często koncertował w Australii, mało tego: wydał tam single: "Halfway Up The Stairs / It Started Out So Nice" (1973) oraz "To Whom It May Concern / Climb Up On My Music" (1974), zaś Australijskie wydawnictwo wydało jedyną składankę: "At his the best" oraz przede wszystkim rzadki i trudny do zdobycia album konc. "Alive" (1979).

Cóż, prawdą też nie jest to, że "Cold Facts" jest pierwszym wydawnictwem Rodrigueza, w 1967 roku nagrał singiel: "I'll Slip Away" wraz z "You'd Like To Admit It".

Zaś nie mogę uwierzyć, że nie znalazłeś koncertu z Afryki, jest go dużo w internecie, został nawet wydany na cd: "Live fact" z 1997 zaś zapis wideo został wydany na vhs którego zresztą posiadam, ponieważ mój dziadek przywiózł go właśnie z Afryki :-).


Dlaczego to zrobili ? Proste, najważniejsze w historii jest to jak Rodriguez mimo talentu nie zdobył popularności w Ameryce i Europie, zgaduję, że pewnie przez parę złych recenzji, a wiadomo, że jak ktoś pierwszy źle o czymś napisze, to wszyscy będą po nim papugować, może się myle, nie wiem. W każdym razie, chodziło o to żeby pokazać niesamowitość tej historii. W Australii był popularny, choć nie bardzo. Natomiast w Płd. Afryce był popularniejszy od takiego Dylana czy Led Zeppelin, no i przede wszystkim był symbolem buntu. Moim zdaniem dobrze zrobili. Pozdrawiam !

MygyBulla

Dziadek przywiózł VHS z koncertem jakiegoś Rodrigueza z Afryki? Serio? Mój przywiózł z USA kasetę Shazzy.

antyspamblood

Myślę, że tamte czasy niewiele mają wspólnego z obecnymi. Kiedyś nie było internetu, wiele rzeczy dowiadywano się "ktoś coś gdzieś". Wyobraźcie sobie, że RPA w tamtym czasie to nie był wolny kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie każdy obywatel był wolny i uczciwie traktowany. Nie było gdzie się dowiedzieć o owym Sixto a Ci co wiedzieli nic nie mówili - być może była zmowa milczenia aby się nie wydało, że jednak gdzieś ta muzyka zrobiła pieniądze i to nie małe! A tak, nikt o niczym nie wiedział a forsa lała się strumieniem do nieodpowiedniego człowieka w USA. Cała historia powstała tylko dlatego, że ktoś był zbyt chciwy a wiedzy nie było na wyciągnięcie ręki, podobnie z pozwami. Teraz każdy biega do sądu o byle co - kiedyś tak nie było.

ocenił(a) film na 6
antyspamblood

Po dzisiejszym seansie zerknąłem w internety i znalazłem taki artykuł :
https://www.wprost.pl/391659/Filmowe-kamstwa

W tym świetle film to niezła manipulacja.

ocenił(a) film na 8
yoora86

A później znajdziesz kolejny artykuł i znów zmienisz punkt widzenia o 180 stopni. Nie przyjmuj wszystkiego bezkrytycznie. Film nie opowiada o karierze Rodrigueza a jest historią o jego poszukiwaniu przez fanów z RPA. I to jest właśnie ta niesamowita historia. Sixto nie miał zielonego pojęcia, że jest spory kraj, w którym jest ikoną muzyki. To że zagrał jakieś koncerty w Australii nie ma kompletnie dla tego filmu żadnego znaczenia. Dodatkowo jeśli facet po graniu jakiś koncertów dalej wraca do roboty w budowlance to chyba nie z powodu swoich fanaberii. Po prostu gwiazdą był jedynie w RPA i przez kilkadziesiąt lat o tym nie wiedział.

antyspamblood

Ja zauważyłem pewien szczegół. Szef wytwórni płytowej, który wylał Rodrigueza na bruk przed końcem 1971 roku, po latach udzielił wywiadu. Ten niby spokojny koleś, gdy usłyszał, że w RPA płyty Rodrigueza sprzedawały się w setkach tysięcy egzemplarzy, wpadł w szał, niemalże krzyczał, że to kłamstwo, myślałem, że pobije tego biednego dziennikarza. Komuś w USA w latach 70-tych teksty Rodrigueza były mocno nie na rękę, a ten ktoś miał łapy, oooj... długie. A w Polsce w pierwszej połowie lat 80, jeden z ówcześnie najwybitniejszych tekściarzy Krzysztof Jaryczewski (Oddział Zamknięty) jak skończył? Czyż nie podobnie jak Rodriguez? Tacy ludzie są solą w oku różnych dygnitarzy, którzy niejedno mają za uszami. Kto wie, może i "Sugarman" przeszedł przez sito jakiejś cenzury zanim został wypuszczony na rynek.

ocenił(a) film na 9
Pawcio_filmaniak

A co niby takiego kontrowersyjnego i niewygodnego było w tekstach Rodrigueza jak na Amerykańskie standardy wczesnych lat '70? Przypomnę że to era dzieci kwiatów, wolności seksualnej, muzycznej i narkotykowej ;)

ocenił(a) film na 8
ImGucciYouPolo

Hipisi to lata 60-te na początku 70-tych się skończyli choć niektórzy twierdzą że atak bandy Mansona zakończył ten ruch przynajmniej w oczach świata. Co kontrowersyjnego mogło być dla USA? Zawsze coś się znajdzie dla danej władzy przy takich tekstach jak jego :) Choć i mnie zastanawia co - w dokumencie było sugerowane, że nazwisko a nie teksty. Latynos.

ocenił(a) film na 7
antyspamblood

tak samo, świetna analiza (
dlatego nie dam 9:))

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones