Sama fabuła nawet interesująca. Nie ciągnie się bezsensownie zbędnymi scenami. Aktorstwo poprawne. Jedna z gorszych ról Hardy'ego swoją drogą, ale nie wiem ile w tym jego winy a ile scenariusza. Muzyka nijaka, do tego stopnia, ze musiałem po filmie ją odnaleźć w internecie, żeby w ogóle ją usłyszeć. Tyle pozytywów, powiem przewrotnie. Gdyby to była historia osadzona w nieistniejącym czasie, w nieistniejącym kraju, otoczona wymyśloną rzeczywistością to by mnie tak nie bolało. Amerykanie biorący się za realia Sovietów, szczególnie przed 56 rokiem, nigdy nie są w stanie zrobić tego rzetelnie (Czernobyl jedynym wyjątkiem, ale to już późne lata 80). Zabili tym klimat po raz kolejny.

Już tylko na końcu wspomnę, że owszem, takie kryminalne historie nie były podawane opinii publicznej. Były oficjalnie uznawane za coś powszedniego (jak wypadek w filmie) ale wewnętrznie po cichu sprawy załatwiano a sprawcy szukano. Wyjątkiem byli sprawcy będący wysoko postawionymi partyjniakami. Sprawy zamiatane regionalnie, przez lokalnego aparatczyka dla swojego partykularnego interesu. Ale nie państwowo w imię "w raju nie ma morderstw" - tego typu zasada spełniała się w okłamywaniu opinii publicznej a nie ukręcaniu głosy każdej sprawie. Jeden wielki absurd.