Częściowo na faktach i z przesłaniem. To ostatnie bynajmniej nie należy do specjalnie odkrywczych: danym odnośnie wycinania lasów deszczowych towarzyszy wykładnia na temat piękna prostoty egzystencji ludów pierwotnych. Osobiście nie poczułem się przekonany przez Boormana, który proponuje tutaj mariaż zaangażowanego dramatu z kinem przygodowym. Zdjęcia radują oczy, ale akcja ma w zwyczaju nadmiernie się wlec. Brak też napięcia i jakichś konkretnych dylematów, które byłby zdolne przemówić do widza. Koniec końców, rzecz najbardziej zainteresuje chyba domorosłych antropologów, jako że często i gęsto odtwarza się tu różnego rodzaju rytuały i obrzędy południowoamerykańskich Indian. Poczciwe, ale i nudnawe.