Kamera zdecydowanie nie była "nieśmiała" a scena z morelą była jedną z bardziej odstręczających scen. Z plusów, to głównie przychodzi mi na myśl cichy śmiech widzów, gdy padły słowa o zaręczynach. W następnej kolejności idą piękne widoki i muzyka. Wielkie brawa również dla bohaterów za przekonującą grę aktorską. Gdyby oprócz bycia homoseksualnymi Żydami byli również Afroamerykanami- Oscary gwarantowane.
Morela jako figura w pierwszej części filmu została podniesiona do poziomu absurdu filozoficznego i abstrakcji przez nieosiągalną rozumem, nieodgadnioną fizycznie oraz podziwianą niemal w sposób boski osobę amerykanina aby potem stać się ordynarnym i ohydnym narzędziem człowieka upadłego i upodlonego przez nieodwzajemnione uczucie, brak znajomości własnych pragnień, uczuć i seksualności dorastającego chłopca.
Wspaniałe użycie tego owoca w tym filmie. Rewelacja.