To taka trochę ironia, bo przez cały film widzimy jak pan Hawking szuka potwierdzenia teorii, że wszystko ma swój początek (w tym przypadku czas) a pod koniec mamy takie "streszczenie" jego czasu, pokazanie, że jego życie trwało nie całą minutę. Z jednej strony czuję niedosyt, a z drugiej twórcy zrobili to tak pięknie, że dodanie czegokolwiek mogłoby zniszczyć tą "harmonię" filmu. Rewelacja po prostu! Jeden z lepszych filmów biograficznych. Czasem łezka poleciała :'(