PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=691862}

Teoria wszystkiego

The Theory of Everything
7,5 227 438
ocen
7,5 10 1 227438
5,0 32
oceny krytyków
Teoria wszystkiego
powrót do forum filmu Teoria wszystkiego

Zastanawia mnie to czy Stephen Hawking był by taki sławny gdyby nie jego choroba? W iem, że jest genialnym fizykiem jego wynik testu IQ jest podobny z Albertem Einsteinem. Ale ciekawe czy byłby tak sławny? niestety nigdy się nie dowiemy.

ocenił(a) film na 8
nieznajomy43

Po świecie chodzi wielu o podobnych osiągnięciach w różnych dziedzinach nauki.. Niestety są oni znani, ale tylko w gronie swojej specjalności bądź nauk pokrewnych.. Sądzę, że to po części jest odpowiedzią na Twoje pytanie.

ocenił(a) film na 8
Rose_Clementine

Mówiąc "o podobnych osiągnięciach" miałam na myśli podobny stopień ważności osiągnięcia naukowego :)

Rose_Clementine

a kto ocenił ważność tych osiągnięć ? Masz na myśli naukowców którzy zdobyli nagrodę Nobla ? Też są znani :D

Rose_Clementine

Cóż też tak uważam, pewnie gdyby nie choroba to był by kilka razy cytowany, może pojawił by się w filmie dokumentalnym coś w stylu "zagadek wszechświata z Morganem Freemanem", albo w jakimś artykule, ale pewnie byłby znany tylko w kręgach naukowych. :)

nieznajomy43

Na jego popularność składają się trzy fundamentalne rzeczy:
1. Pisze on książki popularnonaukowe, a tych twórcy są dużo bardziej rozpoznawalni niż zwykli naukowcy piszący niezrozumiałym żargonem. Dawkins, Sagan, Tyson, czy Nye, oni wszyscy są normalni, a przy okazji rozpoznawalni, dzięki lekkiemu językowi w jaki ubierają nieraz skomplikowane kwestie naukowe.
2. Hawking dając sobie radę z nieuleczalną, zabójczą chorobą, wykazał się ogromną siłą woli, a także pomimo ogromnej niesprawności, jest w stanie normalnie prowadzić karierę naukową i pisarską. To coś, co bez echa przejść nie może.
3. No i właśnie, co do tej kariery naukowej. Jego prace w dziedzinie fizyki kwantowej i szczególnie astrofizyki i fizyki czarnych dziur wniosły bardzo wiele do nauki, tym samym stawiając go jako jednego z najwybitniejszych naukowców przełomu wieków.

Te trzy powody mają kolosalny wpływ na to, że Hawking jest tak bardzo dziś rozpoznawalny. Jeśli umrze, stanie się ikoną sci-kultury, tak samo jak już dziś jest nią Einstein, Tesla, czy Darwin.

nieznajomy43

Można stwierdzić że Einstein stal się sławny z powodu tego że był niemieckim żydem w czasie II wojny światowej.
W takim razie Hawking jest jego teraźniejszym odpowiednikiem w imię mody zwanej "splash" .Kiedy ludzka głupota transportuje za pomocą "sławy" jakiś przejaw samodzielnego myślenia,to tak jakby ktoś częstował cie brudnym ale dobrym jabłkiem,możesz stracić apetyt,albo go umyć i zjeść (przy okazji sprawdzając czy jest naprawdę dobre). podobnie z moim porównaniem jeśli dopatrzysz się w nim odniesienia do "embarga na polskie jabłka" straci on kompletnie sens.

ocenił(a) film na 8
TuesdaysWomen

łał. utonąłem w tej metaforze i tkwię na dnie, porażony tysiacem knidocyst stułbiopławów zamieszkujących tamtejsze rafy koralowe.

wuj_morfina

możesz tam zostać,wśród swoich:)

ocenił(a) film na 8
TuesdaysWomen

chciałem tylko powiedzieć, że jest piękna i w pierwszej chwili mnie przerosła, ale dzięki za garść zupełnie surowych slow dla otrzeźwienia ; d

nieznajomy43

Kompletnie sie zgadzam z Oriflamme, tym bardziej, ze to wlasnie choroba czyni Hawkinga takim niezwyklym.

ALE nie moglam nie przyczepic sie do tego zdania:
" jego wynik testu IQ jest podobny z Albertem Einsteinem"

Einstein nigdy nie zrobil testu IQ. Odmowil. Nigdy. Sie. To. Nie. Odbylo.

Jak Hawking móglby nie byc tak slawny (mimo choroby)?? Jego odkrycia sa PRZELOMOWE dla nauki, a dodam, ze zaczal byc znanym cenionym naukowcem zanim wykryto u niego Lou Gehriga

MissTelepathic

ale szacują, że miał 160 IQ tak samo szacują, że Leonardo da Vinci miał 220 IQ. :)

nieznajomy43

to jest bardzo interesujace

użytkownik usunięty
nieznajomy43

Nie da się "oszacować" ilorazu inteligencji z wielu powodów.

"Testy", którym podwaliny dał m.in. Binet są przystosowane do poziomu znajomości świata dla ludzi żyjących w XIX / XX wieku.

Nawet rozwiązanie Wechslera - jednego z bardziej kompleksowych narzędzi, stosunkowo wszechstronnie badających inteligencję, nie uprawnia do tego aby wypowiadać się o czyimś poziomie intelektualnym. Można jedynie wyciągać wnioski na temat wyników uzyskanych w danym kwestionariuszu. Żadnego z tych narzędzi DaVinci nie miał prawa nawet widzieć na oczy, a Einstein nie chciał się im poddawać. Z resztą tło tzw. "testów psychologicznych" miało swój nieciekawy epizod w historii ludzkości, gdyż sprowadzało się do rasistowskiej selekcji na głupich - zapóźnionych oraz zdatnych do przystosowania. Ale nie dyskutujemy o motywach odmowy przystąpienia do badania przez Einsteina.

Nie sposób w żaden sposób oszacować czyjegokolwiek poziomu intelektualnego na podstawie nieparametrycznych własności, tzn. nie poddanych operacjonalizacji: standaryzacji czy normalizacji. To tak, jakby chcieć szacować iloraz inteligencji grupy ludzi (nie wiem czemu uważa się, że był to jeden osobnik), która w podobnym okresie czasu odkryła ogień i wynalazła "stosunkowo" nowoczesne narzędzia. Właśnie ta "stosunkowość" i relatywizm, a także ignorowanie kontekstu sytuacyjnego (na przykład DaVinci był notorycznym plagiatorem, który wzorował się na dokonaniach innych wynalazców z epoki. A poza tym, wiele jego wynalazków - odpatrzonych od innych i tych własnych, które naszkicował nigdy nie mogłyby zadziałać - "helikopter" żyroskopowy, "czołg", bodaj perpetum mobile - chyba, że pamięć mnie zawodzi. Ludzi fascynuje w nim głównie niezwykła wszechstronność, bo był typowym humanistą - znającym się i na sztuce, technice i medycynie - a taka jest poprawna definicja "humanisty" - osobnika wszechstronnego. Wybitne osiągnięcia to w jego przypadku głównie miejskie legendy i koloryzacje faktów post hoc), sprawia iż jest to czysta spekulacja na mało precyzyjnych liczbach... Co to jest 220??? Czemu nie 217, albo 194???


Popkulturowe estymacje. :)

Idąc za logiką portali rozrywkowych i quizów pop-psychologicznych, bo z tego co mi wiadomo właśnie takie "źródła" propagują "wiedzę" na temat spekulowanych IQ (jednej z wielu miar inteligencji - nawiasem mówiąc) sławnych postaci historycznych, aby zbadać kogoś standaryzowanymi, normalizowanymi, rzetelnymi, trafnymi i obiektywnymi metodami naukowymi psychologii, można pominąć element standaryzacji (jednego schematu wykonywania badania), normalizacji (przedziału wyników typowego dla normalizowanej próby - czyli wykonywanych najwcześniej minimum wieleset lat po śmierci "estymowanych" postaci historycznych ;) ) czy obiektywizacji (stronki POP to nie jest autorytet metodologiczny ;) ). W dodatku wystarczy przyjrzeć się jak ktoś narysował krówkę w przedszkolu i czy był dobry z matematyki 37 lat temu, jak jeszcze chodził do szkoły, i łup!!! Mamy idealnie skrojony, nieomylny profil psychologiczny, z wytycznymi jakie płatki śniadaniowe ktoś będzie lubił w 2025 roku.


Sorry... Psychologia tak nie działa. ;)
(Choć wielu antypsychiatrów, zarzucających psychiatrii i psychologii brak klarowności i ścisłego operatu naukowego - łącznie z definiowaniem samego przedmiotu badań, zapewne odwołaliby się do bołmotu, że jedyna nauka to mat-fiz z pomocą kalkulatora).

Psychologia jest chyba typową nauką opisową, a psychiatria to kierunek medycyny, więc to coś innego, to tak jakby twierdzić że medycyna nie jest nauką i samym dumaniem... psychologia, socjologia to rodzące się dziedziny, przypuszczam że z czasem będą nie mniej ważne jak fizyka czy matematyka.

użytkownik usunięty
kamilos56

Zapewniam Cię z praktyki własnej, każdy psycholog jest też kształcony w dziedzinie psychiatrii (tzn. klasyfikacji chorób, farmakoterapii, diagnostyki różnicowej, fizjologii, neurobiologii) - choć według naszego prawa nie jest uprawniony do wypisywania leków psychiatrycznych. Natomiast psychiatrzy, na ogół dość protekcjonalnie podchodzą do psychologii ponieważ traktują ją jako naukę humanistyczną - czyli takie "być miłym, dobrym i się uśmiechać" nauczanym przez pięć lat na studiach magisterskich. Stąd pewnie wektor tej relacji pogłębienia obydwu tych specjalności nie jest proporcjonalny. Psychologia jest nauką zdecydowanie bliższą naukom ścisłym - głównie przyrodniczym, w pewnym sensie oczywiście nawiązującą do socjologii, psychosocjologii, demografii czy antropologii kulturowej (skąd co najwyżej komponent społeczny). Nie mniej, ja się akurat wywodzę z nurtu psychiatryczno-kognitywno-behawioralnego, stąd moje skrzywienie na tym punkcie i pewnie przebijajace momentami nadmiernie uścisławianie kierunku.


Abstrachując, psychologia (i tu wtrącę delikatne acz zdecydowane sprostowanie Twoich słów), to jedna z najstarszych dyscyplin znanych ludzkości, bowiem wywodzi się z filozofii, kognitywistyki oraz nauk o człowieku. Samo laboratorium psychotechniczne Wundta w Lipsku datowane na XIX wiek, to raczej data prób parametryzowania psychologii zakłócona przez infantylne (moim zdaniem) wybryki ignorantów pokroju Freuda (który nie był nawet psychologiem) niż początek samej nauki.


Podsumowując: każda psychologia zawiera w sobie komponent medyczny (seksuologię, psychologię kliniczną, psychopatologię, diagnostykę różnicową i poszerzoną, farmakologię i farmakoterapię, psychiatrię praktycznie każdego wieku rozwojowego, neurologię, neurobiologię, neurofizjologię, etc.), natomiast nie jest już tak różowo w drugą stronę - bowiem psychiatra nie ma podobnych obowiązków nakładanych na siebie - jest po prostu tylko diagnostą i farmakoterapeutą.


Stare, zdziadziałe podejście psychologii, z którym strasznie walczę - polegające na koncentracji się na szczęściu, dobrobycie, dumaniu z rękawa psychoanalitycznych (jedna ze szkół w psychologii), miękkich kompetencjach interpersonalnych w dodatku oparta na jakichś zabobonach, mitach i legendach miejskich rzeczywiście była (dziesiąt lat temu) nauką opisową. Współczesne metody psychologiczne polegające np. na neuroobrazowaniu i kognitywistycznych testach lokalizacyjnych, opierając się o psychometrię i konkretne, dające twarde wymierne rezultaty eksperymenty - jest jak najbardziej nauką empiryczną. Z resztą, w konfrontacji z rzeczywistością i przy dobrodziejstwie współczesnych metod bioinżynieryjnych, spektroskopowych, pozytonowych czy choćby funkcjonalnych (mowa o fMRI) nie ma możliwości by sobie po prostu "dywagować", bo nic by tego nie wynikało. Starsze pokolenie gestaltowców, NLP'owców, psychologów humanistycznych, psychologów szczęścia, psychoanalityków (zwłaszcza klasycznych) czy nienajlepszej jakości coachów, trenerów i mentorów (nie generalizuję całego środowiska - mówię jedynie o tzw. "guru" i "pocieszaczach"), psuje opinię środowisku swoimi niemerytorycznymi przekonaniami i "bzdurologicznym" podejściem do całej dziedziny. :)



No, ale rozumiem, że tak sobie tylko dywagujemy luźno, obok tematu estymowania inteligencji wśród zombie. ;)

Trochę źle się wyraziłem, ja osobiście nie uważam żeby którakolwiek z nauk była mniej istotna, nie podważam metod, stopnia "naukowości" jak to robią niektórzy "znawcy" tematu. Nie jestem wyznawcą masowych opinii. Miałem na myśli to że z czasem, "opinia publiczna" przekona się do tych nauk wraz z ich rozwojem, oraz dzięki osobom które będą je właściwie popularyzować. Przyznam że nie mam tak obszernej wiedzy na ten temat, jednak "lekceważenie" wkładu Freuda wygląda mi na małą ignorancję. Czy nie był twórcą psychoanalizy? Ja to rozumiem w ten sposób że była to próba uściślenia tych nauk, czyli jego wkład mógł nadać współczesny kierunek psychologii i pokrewnym naukom. Co do korzeni, idąc tym tropem, to każda nauka sięga do początków ludzkości. Nie rozumiem natomiast dyskusji na temat wyższości jednej nauki nad drugą. To tak jakby dyskutować co lepsze jabłko czy gruszka. Jeśli szukać jakiś podstawowych dziedzin, to można by mówić o matematyce, filozofii, logice. Wydaje mi się że te dziedziny ukształtowały każdą inną dziedzinę nauki, przez dostarczanie i modelowanie narzędzi do prowadzenia szeroko pojętych badań. Nie twierdzę jednak że z tych dziedzin można "wyprowadzić" każdą inną, mam na myśli jedynie dostarczanie owych narzędzi przy pomocy których coraz lepiej rozumiemy zjawiska i zdobywamy wiedzę charakterystyczną dla danej dziedziny. Wyjątkowo ciekawą dziedziną jest cybernetyka która przenosi wyniki jednej dziedziny do innej, w ten sposób np powstały algorytmy ewolucyjne na bazie teorii ewolucji Darwina, czyli fuzja informatyki i biologii. Samą ideę uważam za przyszłość nauki.

kamilos56

Co do mierzenia inteligencji jest to kłopotliwe zadanie dla żywych a co dopiero dla zmarłych. :P

użytkownik usunięty
kamilos56

Zgadzam się niemal w absolutnie każdym fragmencie Twojej wypowiedzi - z resztą wcześniejszej również. Moja riposta miała raczej charakter polemiczny, bo w końcu nie tylko Ty mnie czytasz, ale również inni ludzie.


Sprostowanie:
- oczywiście bezpodstawne negowanie czy deprecjonowanie podejścia psychoanalitycznego Freuda byłoby mocnym nadużyciem, czy jak piszesz: ignorancją, gdyby ujmować tą niechęć w kategoriach "gUpi, to nie czytam go". Miałem na myśli fakt (pomijając własną awersję do tłumaczenia wszystkiego przez seks, molestowanie seksualne i skojarzenia erotyczne), że Freud - pomimo swojego niewątpliwego wkładu w dziedzinę jakim było tworzenie jednej z pierwszych szkół psychologicznych (chyba zaraz po behawioryzmie Wundta), a mianowicie (klasycznej) psychoanalizy - nie był nawet psychologiem, opracowana przez niego metoda była nieweryfikowalna (wszystkie mechanizmy odbywają się na poziomie podświadomości, więc nie wie o nich nawet sam pacjent... a co dopiero obca osoba... ale spoko... jam jest Freud i basta :P powiadam wam, że sny o parasolu to tęsknota za penisem), po trzecie tworzone były na podstawie tak ograniczonych studiów przypadku (bodaj 3 osób), której nie można nawet nazwać próbą badawczą, po czwarte opierały się o nieprawdopodobną fiksację Freuda na punkcie seksu (przez co żartobliwie mówi się, że klasyczne podejście psychoanalityczne było tak naprawdę psychoanalizą samego Freuda :P ), przekonaniu o bezwzględnej dominacji męskich narządów płciowych (np. nie-słynny kompleks Edypa, lęk kastracyjny, czy "penis envy" - zazdrość odczuwana przez dziewczęta w stosunku do "ogonka", mieszaniu własnych domysłów z mitologią grecką (kompleksy: Edypa, Elektry, popędy: Eros, Tanatos, etc...), to jeszcze łączyły się dość prymitywną siatką hipotez (choćby o tym, że jak przeżyjesz traumę w dzieciństwie to ją wyprzesz, ale do końca życia ona i tylko ona nieodwracalnie zmieni twoje funkcjonowanie i tylko psychoanalityk pomoże ci przeżyć nieuświadomione popędy, lęki i emocje - z którym to momentem uśmiechnie się do ciebie... właściwie nie wiadomo co... bo Freud niejednoznacznie odnosił się do koncepcji "zdrowia psychicznego" - psychoanaliza opiera się głównie o podejście psychopatologiczne, czyli to jak jest źle... Niechętnie mówił o tym, jak ma być, gdy będzie dobrze :P ) - z uwagi na powyższe argumenty, nigdy (do dzisiaj) nie potwierdzonych. Owszem, w psychoanalizie widzimy, a raczej, możemy się doszukiwać pewnych prawidłowości w funkcjonowaniu człowieka (np. osoby molestowane seksualnie w dzieciństwie rzeczywiście mogą odczuwać pewne zahamowanie w kwestiach seksu...), ale dokładnych przyczyn tych mechanizmów klasyczna psychoanaliza oraz jej odmiany stworzone przez uczniów czy córkę Freuda - psychoanaliza jungowska, podejście psychodynamiczne, itp. - nie wyjaśniają.

Tak więc... Freud jest postacią historyczną, lecz niewiele różni się od osób, które wymyślały terminy "psychoza", "nerwica", "psychopatia", "histeria macicy", "kretynizm", "imbecylizm", "choroby psychiczne" czy popularne metody "leczenia" pacjentów psychiatrycznych zimną wodą z wiadra, nawiercaniem czaszki lub przykuwaniem ich łańcuchami do ścian (ew. umieszczania w klatkach na obrzeżach murów zamkowych).



PS: jako swoistą kontrowersję, po której zwykle łamie się rozmowa w przypadku większości moich dotychczasowych rozmówców, dodam ostrożnie, acz nie bez dozy prowokacji, że koncepcję "zboczenia seksualnego" (dosłowny cytat), pod które zaliczały się m.in. masturbacja, sodomia (czyt. homoseksualizm męski) czy tam fantazje erotyczne (powiązane z podwalinami pojęć niemoralności, nieobyczajności, nimfomanii, satyriasis, etc.), również wywodzą się z podobnego pre-pre-pre historycznego okresu psychologii, gdy pacjenta albo wsadzano najpierw w pieluchę, a potem do lochu... albo powoływano w roli pozbawionego podmiotowości kozła ofiarnego - ku uciesze tłumów. :P Tak, że ten... nieciekawa jest historia tej dyscypliny.


PPS: wcześniej pisałem o wywodzeniu się psychologii z filozofii (w tym logiki) czy kognitywistyki... jednak ten ostatni przykład to jakieś koszmarne przejęzyczenie. Kognitywistyka to zdaje się bardzo młodziutka dyscyplina, niewiele młodsza od wspominanej przez Ciebie cybernetkyki... rzecz jasna miałem niefortunnie na myśli "teorię poznania", ontologię, swoiste podwaliny "teorii umysłu" - nie samą kognitywistykę.

"wszystkie mechanizmy odbywają się na poziomie podświadomości, więc nie wie o nich nawet sam pacjent... a co dopiero obca osoba... ale spoko... jam jest Freud i basta :P"

skad wiesz, ze nie wie o nich obca osoba?

użytkownik usunięty
ReNu

To wynika z założenia jakie wnosi solipsyzm i ogółem ontologia. Poznajemy świat zmysłami i to one są naszym jedynym empirycznym kanałem (modalnością) recepcji. Z drugiej strony, tak na prawdę - przytaczając za Kartezjuszem - jedynym dowodem istnienia czegokolwiek jest fakt, iż myślimy (więc jesteśmy) - i jest to dowód najwyżej tego, że MY istniejemy. Wszelkie stany, atrybuty czy wszelako pojęte przymioty bytów zewnętrznych (leżących poza podmiotem poznającym), musimy niejako przyjmować na wiarę - tzn. że skoro MY coś mamy, to PRAWDOPODOBNIE ktoś również to ma. Że skoro coś widzimy, to prawdopodobnie to istnieje. Że skoro ktoś coś komunikuje na zewnątrz, to prawdopodobnie coś przeżywa wewnątrz (i odwrotnie... ktoś udaje zatwardziałego badass'a, ale prawdopodobnie w środku jest mu ciężko, przykro, etc...). Wprowadźmy też drugi ważny element do naszych rozważań. Poznanie na poziomie emocjonalnym ma charakter wyłącznie intersubiektywny (wewnętrznie swoisty). Mówiąc inaczej: emocji, doznań opartych na emocjach (np. doświadczenie estetyki, gust, preferencje seksualne (inaczej: gust seksualny), intuicji, sądów wartościujących nie podatnych racjonalizacji, etc.), podobnie jak i samych... "surowych" doznań zmysłowych - zapach, smak, dźwięk, czucie, obraz (impulsach elektromagnetycznych z otoczenia "wypalających się" na siatce neuronów, np. w korze pierwszorzędowej mózgu, po czym interpretowanej na ewolucyjnie dostosowane do nas pojęcie "obiektów" w tym "doznań") nie da się przełożyć 1:1 innej osobie. Zawsze mówiąc o tych sprawach posługujemy się metaforami, przenośniami, za pomocą sztuki lub uznajemy, że coś jest niewyrażalne i zakładamy, że wystarczy użyć hasła, a ktoś - kto zakładamy, że przeżył coś podobnego - będzie wiedział o co chodzi (patrz pkt. 1). Nie dość więc, że nigdy dokładnie nie wiemy (i póki co nie potrafimy "wejść" w czyjś umysł żadną technologią) co czują inni ludzie, nie potrafimy tego przełożyć 1:1 na własne doświadczenia, to - co więcej, mówiąc o mechanizmach podświadomych (rozumiejąc je zgodnie z paradygmatem psychoanalizy) możemy jedynie zgadywać, że nasze hipotezy, co do słuszności postawionych osądów (ktoś się nieświadomie spóźnia na spotkania terapeutyczne, tzn. prawdopodobnie nie są one dla niego wygodne, tzn. w jakiś sposób "oporuje" by na tych spotkaniach być krócej lub w ogóle nie przyjść... tzn. prawdopodobnie gdy nam się tłumaczy, że złapał go korek lub ubrudził sobie koszulę pastą do zębów i musiał/a się przebrać, to racjonalizuje - czyt. stosuje mechanizm obronny pomagający opracować rozsądkiem stan emocjonalny, motywy działania). Terapeuta musi zakładać (podobnie jak detektyw), że jego tropy są prawidłowe, a postawione wnioski słuszne. Musi zgadywać kiedy pacjent symuluje lub stosuje mechanizmy obronne, a kiedy np. niezależnie od jego woli utknął w korku (taki przykład). Dobry terapeuta (każdego nurtu psychologii - również psychoanalizy) podlega superwizji - tzn. konsultuje własne wnioski i spostrzeżenia z dużo starszym oraz bardziej doświadczonym specjalistą/tką po fachu (bo jemu samemu również może coś umykać).


Nawet sam Freud - znany z uzależnień i własnego neurotyzmu (stąd złośliwe uwagi, że klasyczna psychoanaliza jest po prostu projekcją fantazji i osobowości samego Freuda, swoistą autoterapeutyczną racjonalizacją rzeczywistości, wg jego światopoglądu), przyznawał, że czasami cygaro, to po prostu cygaro*.



* Założenia klasycznej psychoanalizy, interpretacji symboli, skojarzeń, tzw. pomyłek freudowskich, przejęzyczeń, snów... opierają się na doszukiwaniu się prawidłowości względem pewnych kluczowych obiektów. Dla Freuda takim obiektem był np. penis. :P Dlatego sny o parasolkach, kapiących kranach, upodobanie do wybuchów, akcji, przemocy, palenie papierosów... cygara... :P są tak na prawdę pragnieniem lub tęsknotą za / do penisa. No i w końcu ktoś złośliwy zapytał samego Freuda, to w takim razie dlaczego on sam pali tyle cygar?? I wtedy Freud udzielił mu właśnie tej powyższej odpowiedzi. ;) ;) ;)

użytkownik usunięty

"możemy jedynie zgadywać, że nasze hipotezy, co do słuszności postawionych osądów"

*są prawidłowe



Zdecydowanie walę zbyt długie dygresje. Po prostu chciałem wyczerpać Twoje pytanie dogłębnie, a zakładam z góry, że nie wchodzimy tutaj z tym: "dlaczego ja coś sądzę" w polemikę akademicką (łapiąc mnie na podchwytliwe analizy tematu), tylko zwyczajnie się mnie o coś pytasz - dlatego odpowiedziałem z dopiskami i wyjaśnieniami pewnych terminów czy koncepcji. Jeśli było inaczej, a ja się niepotrzebnie rozpisuje na wyrost - przepraszam. :)

Po pierwsze za malo ciebie w wypowiedzi a za duzo teorii podpieranej, no chyba, ze juz taki masz styl lub do takiego zmierzasz i jestes psychologiem ;p

Ja osobiscie wierze, ze jestesmy w jakis sposob połączeni, uwazam, ze zawsze to slabsi podłączają sie pod lepszych, tych z wartosciami w ktorych ktos jest zainteresowany, ale wiekszosc jest zbyt glupia, zeby wybierac samodzielnie, wiec biora co wlezie, zle, dobre bez roznicy, zwlaszcza, gdy juz dzieli sie werbalnie wiedza z kims kto nie jest hmm "jej godzien" i jej poporstu nie ogarnie. To tak jakbys uczyl sie od mistrza czegos i po przyswojeniu tematu robisz to w swoj sposob, co prowadzi bezposrednio do porazki jak i rozczarowania nauczajacego. Pozytywna arogancja przy braku spojrzenia w ciemna strone konczy sie zawsze tak samo, jest nieunikniona a zarazem wskazana.

Co do samego palenia papierosow ja mam znacznie inna teorie i w zasadzie prawdopodobnie bardziej prawdziwa. Czlowiek czuje sie soba, kiedy poprostu cos robi, dzialanie samo dla dzialania, tak jak w okresie dziecinstwa kiedy matka daje sutka dziecku, zeby sie uspokoilo, wtedy dzieciak zapomina o wszystkim, bo jest soba. Odpowiednikiem ssania matki sutka z melekiem bedzie papieros zamieniony w cos bardziej meskiego. Totalny hedonizm zamieniony w pamiec i wyobrazenie o przeszlosci przeksztalcony w przyjemnosc mysli z przjemnosci przy jednoczesnym wciaganiu srednio przyjemnego dymu podwzyszajacym poczucie meskosci.

użytkownik usunięty
ReNu

1. Tak, jestem psychologiem - z wykształcenia.

2. W ogóle nie rozumiem Twojej drugiej odpowiedzi. Jest chyba dla mnie zbyt abstrakcyjna lub popłynąłeś z czymś, co musiałbym przeczytać jeszcze raz w innym kontekście. Pewna egzotyka przebija z określeń, które stosujesz w tym konkretnym ujęciu. np. : "Podłączeni do siebie". Rozumiem, że to element jakiejś Twojej filozofii - i pewnie dlatego książki filozoficzne najpierw zawierają objaśnienia terminologiczne, zanim się przejdzie do deseru. :) (Mam nadzieję, że to Cię nie uraża).

3. To co pisałem nie jest oparte na wierze. Unikam wiary, opieram się na faktach. To co pisałem o psychoanalizie, to jedynie założenia psychoanalizy. Jej paradygmat, który jest jednym z najmocniej kwestionowanych pośród wszystkich innych podejść, bo osłabia autorytet empiryczny psychologii - a który to paradygmat powstał wtedy, gdy wystarczyło mówić cokolwiek, by zachwycić tłumy. Im coś było bardziej odjechane, tym bardziej wow. :P Współczesna psychologia opiera się wyłącznie na empirii, neuroobrazowaniu pracy (metabolizmu tlenu) mózgu, aktywności elektrochemicznej, psychofarmakologii i eksperymentach naukowych. Odeszliśmy już dekady temu od filozofowania. Tym sposobem - kontynuując - wielokrotnie dowiedziono, ze palenie papierosów po prostu uspokaja (oddziałuje na receptory nikotynowe, uwalnia się do mózgu wówczas 5-HT, która ma działanie tonizujące) i z psychofarmakologicznego punktu widzenia, który jest mi znacznie bliższy, bardziej naukowy i przede wszystkim empirycznie falsyfikowalny, wyjaśnienie behawioralne jest zwyczajnie zgodne z obserwacjami co do motywów palenia (a jest ich około 7 - najczęstszych) większości ludzi - zamiast wmawiać im jakieś "utknięcie" w fazie oralnej (patrz wyżej) czy pragnienie possania sobie czegoś. :P

1. tez jestem psychologiem, ale z doswiadczenia i braku wyjscia, oczywiscie swoim wlasnym. Czasami cos czytam i przyznam ze zdarza sie, ze jakis autor ma racje - wybacz moja arogancje. Jednak raczej nic w tym dziwnego, bo prawda jest jedna, dotyczy to prawdy z wiara czy bez wiary.

2. Rozumie, ze nie rozumiesz, bo poslugujesz sie slownictwem ksiazkowym, w dodatku prawdopodobnie opartej na teorii a nie na wiedzy. Ogolnie w tej wypowiedzi poruszylem kilka tematow, uzywajac mojego slownictwa tzn. zrozumialego dla kazdego zjadacza chleba w prostacki i zrozumialy sposob. Co do "polączenia", to zalezy znowu co chcesz poruszyc. Chocby temat jak jedna osoba przemawia a inni sluchaja na koncercie czy wykladzie ; ) Polaczeni czy podlaczeni? I co wtedy zachodzi z osoba, ktorej wszyscy sluchaja? podobno siwe wlosy rosna ludziom, ktorych inni sluchaja, bo sa madrzy czy cos w ten desen, wybacz dygresje ;p
Fakty sa twoje czy oparte na teorii? Ja poznaje swiat przez swiadomosc, nie polegam na zmyslach ani na emocjach a przez to roznice w ludziach sa bardzo widoczne. Zreszta kto powiedzial, ze nie mozesz samodzielnie, ale z pomoca innych dotrzec do swojej podswiadomosci? ja to robie nalogowo ;p

4. Co do papierosow, teorii i efektow moze byc wiele, jednak upieram sie, ze glownie chodzi o sama czynnosc, pozwalajaca zapomniec o wszystkim i skupieniu sie tu i teraz. Czlowiek, ktory nie wie co robi w zyciu, odnajduje sie w prostej czynnosci, w ktorej nic nie moze spartolic, dlatego tak czesto siega po papierosy i chce do nich wracac. Tyton, moze byc, wiec malo istotnym czynnikiem a sama czynnosc wywolywac procesy w mozgu, podobne do medytacji, modlitwy, szczescia etc. w zaleznosci od osoby palajcej.

Hmm w sumie to przydalby mi sie wiedza i slownictwo ksiazkowe, byloby mi latwiej rozmawiac i niszczyc wiele teorii :D

użytkownik usunięty
ReNu

1. Najwidoczniej nie zrozumieliśmy się. Napisałem, że jestem psychologiem, a to oznacza, że taki mam zawód wyuczony. Psychologiem jest tylko i wyłącznie absolwent jednolitych studiów magisterskich, który uzyskał tytuł zawodowy magistra psychologii, uprawniający do wykonywania tej profesji. Nie można być psychologiem z doświadczenia, podobnie jak nie można być lekarzem samoukiem. To nie hydraulika - z całym szacunkiem. W przypadku zawodów medycznych mamy ustawowo regulowane kompetencje (Ustawa o zawodzie psychologa), odpowiedzialność zawodową - bazującą na sformalizowanych kryteriach wykonywania tego zawodu, kodeks etyczny psychologa i psychoterapeuty oraz konkretne uprawnienia - np. do podejmowania leczenia psychoterapeutycznego i/lub konsultacji w postępowaniu psychiatrycznym, sądowym, etc.

Oczywiście to nie zmienia faktu, że możesz mieć pewną wiedzę psychologiczną. Zwłaszcza na swój temat, skoro intensywniej eksplorujesz tą działkę. Na tej samej zasadzie, w pewnym ograniczonym zakresie niektóre osoby takie jak pielęgniarki, policjanci, pracownicy socjalni czy interwenci kryzysowi mogą udzielać podstawowego wsparcia psychologicznego, czy wysłuchania danej osoby - zanim na miejscu stawi się faktyczny psycholog (np. w sytuacjach nagłych wypadków, przestępstw i postępowania z ofiarą takowego, pobytu pacjentów w placówkach medycznych, etc).

2. No tak. "Połączeni" w tym sensie - symbolicznie. Socjologia by powiedziała, że uczestnicy wykładu stanowią audytorium lub po prostu, że stanowią GRUPĘ SPOŁECZNĄ - tj. zbiór osób, które łączy miejsce, motyw, interakcje oraz świadomość przynależności grupowej.

Zaletą sformalizowanego języka jest to, że jest precyzyjny. :)

Pisząc, że operowanie na teorii nie ma poparcia w wiedzy delikatnie mówiąc, przestawiasz szyk pewnych zjawisk. :P Teorie powstają na bazie wiedzy, to nie są HIPOTEZY, ale teorie - zjawiska udowodnione empirycznie. Poza tym, zawód psychologa to profecja polegająca na styczności z pacjentami/klientami... nie bardzo rozumiem, co chcesz powiedzieć, że profesjonalista nie ma wiedzy, bo opiera się na teorii. :P Wiedzę? Ma. Znajomość teorii - również. Inaczej działałby w ciemno. Doświadczenie? To już inna kwestia. Doświadczenie na ogół posiadamy w wąskich dyscyplinach klinicznych, bowiem specjalista od wszystkiego, to spec od niczego. ;) Dlatego jedni dobrze znają się na adolescentach, inni na seksuologii, jeszcze kolejni to spece od rekrutacji lub prowadzenia grup, albo psychologii społecznej, psychoonkologii, psychiatrii bądź postępowań cywilno-karnych.

Nie ma czegoś takiego jak "moje" fakty. Fakty, to fakty. Wynikają z empirycznej obserwacji i analizy danego zagadnienia. Oparte są na teorii oraz empirii, która jest ekspresją tej teorii.

Mylisz też pojęcie podświadomości. Podświadomość, to konstrukt hipotetyczny, który leży poza granicami świadomości. Nie da się do niej W PEŁNI dotrzeć już z faktu samej definicji. Jeśli mówisz o jakimś wglądzie w uprawiane przez siebie schematy poznawcze, świadomość własnych cech i swoistego behawioru, albo na umiejętności pamiętania swoich snów lub świadomym śnieniu, to w żadnym z tych wypadków nie mówisz o podświadomości. Podświadomość zawsze realizuje się poza "strumieniem" percepcji i zawsze jest skryta w pewnych pierwocinach Ja. W innym przypadku, po prostu nie mówisz o podświadomości. ;) Docieranie do własnej podświadomości za pomocą innych może się odbywać w pewnym zakresie za pomocą terapii zorientowanej na te procesy - ale tutaj wracamy do naszej pierwszej wymiany postów. Jest to wyłącznie umowa w relacji terapeuta-pacjent, że nasze spostrzeżenia - moderowane przez prowadzącego terapię, są możliwie bliskie prawdy. Gwarancji nigdy nie ma - już psychoanaliza definiując konstrukt podświadomości o to zadbała. :P (Stąd właśnie wynika jej słaby punkt. Założyła sidła na każdą próbę zweryfikowania jej metodologii mówiąc - "nie da się, kropka". Autorytarnie).

Poznajesz świat przez świadomość? Znaczy, że rozważasz sobie jakieś zjawiska filozoficznie, w próżni. W oderwaniu od empirii. Wybacz, ale takiemu sądowi absolutnie nie można polegać. Jest złudny - bo i własne przekonania nieomylności osądu są jałowe, a ponadto nie spełnia wymogów metodologii naukowej (zoperacjonalizować obiekt badań, zbadać go rzetelnymi i wystandaryzowanymi metodami, w sposób umożliwiający dalszą replikację badań, interdyscyplinarnie przekazać dalej - a to wszystko w oparciu o sformalizowany język, precyzyjny i weryfikowalny).

4. Istnieje wiele teorii, wszystkie sprowadzają się do jednego - uzależnień. Podłoża uzależnień można szukać zarówno w zależności fizycznej, psychicznej jak i społecznej. Motywy palenia ludzi są różni, podobnie uzależnienie, w które popadają również ma różne podłoża. Dla jednych silniej oddziałuje pobudzanie układu nagrody poprzez konkretną substancję psychiczną, inni zaś odnajdują pożądany skutek w tzw. "efekcie kontekstu", czy w końcu - w automatyzmie behawioralnym.

Dlaczego chcesz niszczyć wiele teorii? Odczuwasz jakieś zagrożenie ze strony psychologii? Boisz się jej? Zwykle człowiek nie wykazuje postaw obronnych w stosunku do czegoś, czego nie postrzega jako zagrożenia. (Taka mała uwaga ;) ).

użytkownik usunięty

* substancję chemiczną,

1. a co jesli jestes w stanie naprawic/pomoc drugiemu czlowiekowi blyskawicznie, nawet w najciezszych sytuacjach lepiej od psychologa? zwlaszcza w sytuacjach, ktore dzieja sie tu i teraz i prawidlowo nakierowac takiego czlowieka ? ; ) zeby pomoc czlowiekowi, wcale nie trzeba miec wiedzy teoretycznej a intencje i pewne wartosci, ktore to umozliwaja.

2. dla mnie "Polaczeni" wcale nie jest symobliczne, jednak do zauwazania pewnych zjawisk trzeba doswiadczenia lub bycia bardzo hmm uczuciowym czy impulsywnym. Hipnoza czy telepatia nie sa pojeciami abstrakcyjnymi.

Idac twoim tokiem rozumowania, jesli nie jestesmy "Polaczeni" i kazde doswiadczenie jest jedynie poparte na doswiadczeniu i wiedzy indywidulanych jednostek doswiadczajacych tych samych zjawisk, czyz nie bedzie glupim zakladac, ze garstka psychologow, ma wieksza racje niz ogol spoleczenstwa? bo psychologowie maja precyzyjniejsze instrukcje dzialania? psychologia to tylko droga, ktora sie idzie i wcale nie jest bledna, jednak drog jest wiele jak i dziedzin naukowych i wszystkie one probuje okielznac rzeczywistosc, opisac ja i dotrzec do prawdy, esencji w ostatecznosci. Kiedys role psychologa pelnila religia a ona bazuje na calkiem innych teoriach niz psychologia a dziala, wiec gdzie jest blad? :)

Ludzie sa bardzo podatki na autosugestie, jesli im cos powiesz i bedziesz chcial pomoc to zapewne oni uznaja to za prawde jak i psycholog. Wcale nie neguje psychologii, poporstu jest to sposob niesienia pomocy czy rozwiazywania problemow, jednak sposobow jest wiele a najwazniejszy jest czlowiek.

Co do podswiadomosci czy obserwacja samego siebie bez kontroli nie bedzie w pewnych sytuacjach rezultatem dzialnia podswiadomosci? Nie zebym chcial tutaj sie spierac, jednak w ramach ciekawej rozmowy staram sie odpowiadac na kazdy temat, choc troche rozluzowalismy sam temat ; )

Wierze w ewolucje rozoju kazdego czlowieka, w sensie, ze kazdy moze osiagnac kres swoich mozliwosci jako dana jednostka za zycia. Chodzi mi o samowiedze o czlowieku tzn. zwierzeciu. Kiedy juz, zna sie swoja nature, mozna rozpatrywac rzeczywistosc z perspektywy czystej swiadomosci.

Nie odczuwam zagrozenia, poporstu samo niszczenie, tworzenie jako prcoes sprawia mi radosc i nie odnajduje sie w podazaniu. Nie zebym kwestionowal wszystko, jednak rzeczywistosc dopasowuje do siebie, bo i tak nikt nie zna zycia, wiec po co zyc w ograniczajacych bledach.

Nie jestem przeciwnikiem psychologii, z checia zrobilbym z niej doktorat ;p

użytkownik usunięty
ReNu

1. Oczywiście! Dlatego nie powinno się rezygnować z jakichkolwiek prób udzielania pomocy (również przedmedycznej), ponieważ na ogół może to jedynie przynieść korzyść a nie zaszkodzić. Efekt końcowy jest wypadkową wielu czynników i tu nie ma żadnych wątpliwości.

2. Hipnoza to technika terapeutyczna polegająca na głębokiej relaksacji. Telepatia to pojęcie z literatury fantastycznej.

- Przykro mi, ale to, co oparte na uczuciach i impulsach, jest niemierzalne, a przez to nie podlega weryfikacji. Innymi słowy, można sobie tak gawędzić po próżnicy i nic z tego nie wynika. Poza tym, uczulony psychiatrycznie dostrzegam w tego typu interpretacjach komponent pozytywny (urojeniowy), polegający na tym, że komuś się wydaje, że coś widzi, wie, przeczuwa, jakoś transgresyjnie przeżywa. Gdyby ktoś taki podszedł do mnie na ulicy, to raczej bym mu nie uwierzył. Ale rozumiem i jako osoba tolerancyjna oraz ciekawa świata szanuję, że masz po prostu takie spirytualno-magiczne podejście do rzeczywistości. Nic w tym nagannego. Z uwagi na ten fakt mógłbyś być bardzo dobrym artystą, abstrakcjonistą, poetą. Wykorzystujesz jakoś ten potencjał widzenia świata poprzez "czakry"? Czy jak to się tam nazywa. Wybacz, nie chcę brzmieć sarkastycznie, po prostu Twoje podejście wydaje mi się bardzo, bardzo obce. Staram się je zrozumieć, dopasowując do słów, których używasz, znane mi konteksty i ich pochodne. Skojarzyło mi się póki co z jakimś rodzajem ezoteryki, wykraczania poza (ponad) siebie, transcendentnym poznaniem - dążeniem do prawdy drogą czucia, świadomości i zjednoczenia z energią wszechświata.

3. "Psychologia to tylko droga, ktora sie idzie i wcale nie jest bledna, jednak drog jest wiele jak i dziedzin naukowych i wszystkie one probuje okielznac rzeczywistosc, opisac ja i dotrzec do prawdy". Bardzo mądrze napisane! To prawda, każda nauka opisuje ten sam fakt własnym aparatem pojęciowym. Dla socjologa osoba popełniająca przestępstwo będzie przykładem załamania się systemu socjalizacji, zinternalizowania postaw anomicznych. Dla psychologa będzie to raczej poszukiwanie silnych bodźców lub korzyści materialnych czy emocjonalnych, bądź też kierowanie się krótkowzrocznymi pobudkami przy niewłaściwej ocenie konsekwencji. Dla psychiatrii będzie to jedno z kryteriów doszukiwania się czy w tej osobie być może nie objawia się zaburzenie osobowości (np. typu aspołecznego czy borderline). Dla prawa, będzie to przestępstwo, wykroczenie lub zbrodnia - czyli złamanie obowiązującej umowy społecznej. Dla kogoś ortodoksyjnie religijnego: zboczenie, dewiacja, wykolejenie... albo słuszne postępowanie w szlachetnej sprawie (np. zabicie niewiernych lub osób łamiących konwenanse). Polegam na osądzie naukowym, co nie zmienia faktu, że dróg dochodzenia do prawdy jest wiele. Jestem zwolennikiem interdyscyplinarności. Im więcej spójnych wyjaśnień, tym obraz rzeczywistości pełniejszy. :)

4. "Kiedys role psychologa pelnila religia" - raczej filozofia, bo to z niej się wywodzi psychologia. Aczkolwiek rzeczywiście, duchowni są, byli i zapewne jakiś czas jeszcze będą powiernikami różnorakich "smutków". Samo opowiedzenie o swoim problemie komuś innemu potrafi być terapeutyczne.

5. To prawda, że ludzie są podatni na sugestię. Według różnych badań od 60-80% ludzkości to konformiści. Niestety odpowiednio długo powtarzając pewny stwierdzenia (autorytarnie) można ludziom wmówić dosłownie wszystko, z czego korzystają rozmaite systemy ideologiczne, autorytarne, totalitarne, etc.

6. "Wierze w ewolucje rozoju kazdego czlowieka, w sensie, ze kazdy moze osiagnac kres swoich mozliwosci jako dana jednostka za zycia." Natomiast w tej kwestii w psychologii (bo rozwój człowieka to raczej jej działka, niż psychiatrii) nie ma żadnej zgody. Nie da się zmierzyć za życia czyjegoś potencjału, a takie rozważania mają charakter raczej filozoficzny. Ja przyjmuję, że nasz rozwój jest ograniczony jedynie naszą wolą rozwoju oraz czasem mizernie krótkiego życia. :) Nie klepię też prawideł, że starych nawyków nie da się nauczyć, lub że możliwe jest osiągnięcie stanu, w którym nie dałoby się już niczego więcej poprawić, zmodyfikować.

7!!! "Co do podswiadomosci czy obserwacja samego siebie bez kontroli nie bedzie w pewnych sytuacjach rezultatem dzialnia podswiadomosci?" - Myślę, że będzie. Trudno jednak powiązać ze sobą te zjawiska. Musisz mi wybaczyć, przyznam Ci otwartość w tej kwestii. Zdaje się, ze rozbijamy się o paradygmaty. Wg psychoanalizy, której prywatnie nie lubię, do podświadomości nigdy nie da się dotrzeć BEZPOŚREDNIO. Można o niej wnioskować pośrednio, a ponieważ regularnie wzbraniamy się przed głęboką dekonstrukcją i analizą naszej psychiki, to obce osoby - wykształcone w takich śledztwach, okazują się tu bardziej pomocne. Nie mniej, terapeuta sam zgaduje i nakierowuje nas na to, co być może WYNIKA z konfliktów (kluczowe pojęcie tego podejścia) lub urazów zagnieżdżonych w naszej podświadomości. Zmienić się tego nie da, można jedynie dostosowywać swoje zachowanie i tzw. przepracowywać swój problem. Jest to założenie odgórne - tak, bo tak. :P

W behawioryzmie w ogóle byśmy nie prowadzili tej rozmowy. Behawioryzm zakłada układ S-O-R (Bodziec - Obiekt - Reakcja), przy czym wiemy, że coś zadziałało na człowieka, wiemy, że jakoś się po tym fakcie zachował (zareagował), natomiast nie wiemy i nie ma nawet po co dociekać, jaka zmiana zaszła w nim zewnętrznie - ponieważ jest to intersubiektywnie niepoznawalne.

Co podejście, to inne próby odniesienia się do tajemnic ludzkiej psychiki. Osobiście, skoro już się prawie zakolegowaliśmy, uważam, że osoba nastawiona na zmianę, rzetelną obserwację i kontrolę swoich zachowań, jest w stanie dokonywać uczciwego i wiarygodnego wglądu w swoje zachowanie. Autoterapeutycznie dochodzić np. że jest śmierdzącym leniem, godnym najsurowszej krytyki szowinistą lub kimś nazbyt agresywnym w stosunku do cudzych idei czy poglądów... Może nawet dochodzić do przyczyn DLACZEGO właśnie tak się zachowuje i z racji na czyj wpływ, w ogóle takie postawy się w nim znalazły. O samej podświadomości wolę się nie wypowiadać. Jest ona dla mnie pojęciem totalnie abstrakcyjnym, z zamysłu autorów niezrozumiałym (podobnie jak pojęcie duszy: w jej definicji leży, że jest to coś niematerialnego, nieuchwytnego, czego istnienia nie da się dowieść, a jedynie można w nią wierzyć. Kropka), dlatego przychylam się do Twojego stanowiska. "Jeśli jestem uczciwie nastawiony do własnej osoby..." (a zdajesz się kimś ze sporym poczuciem humoru i dystansem do siebie) "... to wiem o sobie nie mniej niż jakiś tam terapeuta".

8. Również uwielbiam kwestionować rzeczywistość. Rozumiem już teraz dlaczego zarzuciłeś mi w swoim pierwszym poście "zbyt duży udział teorii, a zbyt mały samego siebie". Dopiero po stosownym zaprezentowaniu pewnych założeń - gdy mam pewność, że posługujemy się już w miarę podobnym językiem, mogę mówić w miarę za siebie. Wcześniej nie chciałem po prostu prezentować własnych przekonań na temat zagadnień, które ktoś sobie wymyślił. W Twoim wypadku zdaje się przebija chęć zanegowania danego słowa, definicji i zrekonstruowanie go na podstawie własnych przemyśleń. Nie ma w tym nic złego - tak powstaje nauka. Aczkolwiek mówiąc o podświadomości zachowałbym jednak dystans do PRAW AUTORSKICH tych, którzy tak sobie "to coś" nazwali. Od razu mówię, że Jung też się nie do końca zgadzał z podejściem swojego nauczyciela Freuda i zakrzewił własne pojęcia - już tak bardzo odjechane, że ich nie ogarniam. Przyznaję uczciwie, nie jestem specem od psychologii psychoanalitycznej, psychodynamicznej, ja, self, gestalt, czy właśnie Jungowskiej psychologii głębi. Wiem natomiast, że zapostulował on istnienie tzw. "nieświadomości" oraz "nieświadomości zbiorowej" (cienia) - zbioru pierwotnych archetypów, w jakiś sposób łączących wszystkich ludzi. To by Ci się mogło spodobać.

---
No ale dobra. Mniejsza z tym. Opowiedz raczej o swoim podejściu do rzeczywistości. Jak to z tą metafizyką u Ciebie? Wytłumacz mi swój sposób pojmowania rzeczywistości. To, że czegoś nie rozumiem, wydaje mi się szalenie egzotyczne i fluktuujące między słowami (zdajesz się poetycko płynąć w swoich metaforach), to nie oznacza, że chciałbym to z góry przekreślać "bo ja wiem lepiej".

PS: doktorat z psychologii to udręka, ale życzę Ci jak najlepiej. :P

2. "Przykro mi, ale to, co oparte na uczuciach i impulsach, jest niemierzalne" a jesli mowimy o osobie "cierpiacej" na autyzm, zespol aspergera lub inna "chorobe" umyslu, ktora powoduje, ze cale zycie przenosi sie do wewnatrz, gdzie obsesyjnie skupia sie na uczuciach, impulsach i probach ich zrozumienia, co ma doprowadzic do wydostania sie na zewnatrz wlasciwej osobowosci? chocby nawet bylo to niemozliwe ? lub na ucieczce od rzeczywistosci, problemow w swiat "fantazji", ktora staje sie jedynym wybawieniem a zarazem oknem mozliwosci lub przeciwnie, pieklem. Jednak wtedy oba swiaty sa prawdziwe i przenikaja sie przez siebie. Wybacz banalnosc przykladu jednak Matrix jest filmem, ktory w pewnym stopniu wyraza moja mysl. Sam motyw nie jest nowy, a aktorzy sami w sobie zazwyczaj tacy sa i dlatego, tez wybieraja role zgodne z ich psychikami.
Ktos kto nigdy nie byl w pulapce umyslu, nie moze tego zrozumiec, kiedy dla niego to abstrakcja a dla drugiej osoby rzeczywistosc.
Dziekuje za docenienie mojego zdania, obecnie staram sie wrocic do samego siebie, przestac szukac wlasnych umiejetnosci a wykorzystac to co juz ze mna jest i bylo od zawsze.
3. Jestes bardzo metodologiczny i skupiasz sie bardziej na rzeczywistosci, spolecznosci, kulturze na calym systemie jednak ja raczej wole poznac czlowieka jako istotne. Kim jest czlowiek bez systemu, bez jezyka, kim jest w swojej pierwotnej wersji i jakie on ma zachowania, ty natomiast rozpatrujesz czlowieka jako jednostke we wspolczesnym swiecie. Bez znajomosci podstaw, opisywanie czlowieka wychowanego mija sie z celem. Eksperyment Zimbardo z wiezniami jest tego przykladem a to i tak bardzo skromna dawka prawdziwej rzeczywistosci. Dla mnie mimo wszystko ludzie to zwierzeta, ktore potrafia byc szlachetne, jednak nie az tak bardzo jak zakladalem. Ludzie czujac twoja slabosc, predzej ja wykorzystaja przeciw tobie niz wyciagna ci reke.

4. Wiekszosc banalnych ludzkich problemow wynika z braku milosci, dlatego kosciol byl tak dlugo, tak skutecznym sybolem milosierdzia, niosacym pomoc ludziom w potrzebie, bo chyba ludzie tego potrzbuja? pomocy?

5. Jest dokladnie tak jak napisales, wiec uwazaj, zebys sam nie stal sie takim konformista ;p
Jednak warto miec jakas baze wiedzy i przekonan, ktore bede trzymaly w kupie "wlasny swiat", ale i on potrafi sie czasem walic, kiedy dostrzega sie w jakich bledach samemu sie zylo. Sporo osob bo zetknieci z rzeczywistoscia juz nie wstaje.

Jesli ktos lubi ostry seks to znaczy, ze ma jakis problem a ktos kto lubi raz w tygodniu jak kosciol nakazuje tez norma? Dlaczego Agresja ma byc czyms negatywnym a Pokoj, milosc pozytywnym? Jak nie byc komformista, skoro wszyscy sadza ludzi po ich zachowaniach az w koncu odechciewa sie wlasnych naturalnych reakcji. Religia Pokoju - Islam w imie pokoju wchodzi na glowe zachodowi, w sposob pokojowy, jednak dla wyzywacow "wojny" caly ten proces jest narzucaniem cudzych praw na wlasne. Jak nie zwariowac przestrzegajac nakazy, ktore sa sprzeczne z wlasna natura?

6. Jesli chodzi mi o limity mozliwosci, chodzilo mi bardziej od psychologiczej strony, czyli zrozumienia wiekszosci swoich rekacji na dane bodzce. Tak jak kazdy ptak, wie jak latac od urodzenia tak jak kazdy czlowiek wie jak zyc, jednak potrzeba czasu, na zrozumienie i doswiadczenie wszystkich mozliwych zachowan w danym gatunku.
Co do nuki nowych rzeczy, jestem ich zwolennikiem, i wedlug psychologii, kazdy silniejszy bodziec jest w stanie zastapic slabszy, lub go zneutralizowac, jednak jest tylko wygaszany i powtorzony, moze szybko sie nawrocic.
(Pavlow, Williams itd.)

7. "Zmienić się tego nie da, można jedynie dostosowywać swoje zachowanie i tzw. przepracowywać swój problem."
Wyslij taka osobe samotnie do dzungli a wszystkie urazy z niego wyjda, Jezus chodzil po pustyni nie bez powodu. Wtedy wraca sie do prawdziwej natury, nie skrzywionej. Kontynujac stare zycie, ktore jest kojarzone ze starymi cierpienami, nie pozowli ono na zmiane, jedynie radykalne odejscie i metamorfozy potrafia zmieniac i cala psyche.

Choc przyznam, ze podswiadomosc to temat ciezki i niestety mowi sie, ze problemami czy tam grzechami zyje sie cale zycie.
Wobec tego czy dazenie do zmiany polega na neutraliacji wlasnych problemow, czy jednak pozwoleniu w pewnym stopniu na kreowaniu wlasnej rzeczywistosci. Co powiesz osobie, ktorej ktos zabil zone i dziecko a jego calym sensem zycia jest smierc zabojcy? ze powinnien isc na terapie?
Problem nie zawsze jest problemem.

Wybacz, jednak reszte dokoncze jutro...

ReNu

Wybacz rowniez za styl i literowki, padam po pracy ;p

8. Zbior pierwotnych archetpow, masz racje jak najbardziej mnie to interesuje. Dlaczego? Zakladajac, ze 90% ludzi zyje swoja iluzja, bedzie traktowalo powaznie iluzje drugiego czlowieka. W takim przypadku, charyzmatyczna osoba posiadajca, wiele wartosci, jednak posiadajaca dystans do "swoich mozliwosci" ma zdecydowana przewage nad ludzmi.

Zeby poczuc "klimat" wystarczy isc na mecz czy koncert i wczuc sie z niego :)

---
Rzeczywistosc? zbyt wiele ciezkich i stalych przekonan posiadalem, ktore nikly w moich zdziwionych oczach. Teraz jestem ciagle otwarty i dziwie sie kazdego dnia. Innymi slowami, brakuje mi podstawowej wiedzy a to co uwazalem za normalne dla wszystkich okazalo sie szczytem piramidy, co wciaz mnie irytuje, bo chcialbym zejsc na ziemie a z przyzwyczajenia juz tego nie potrafie, a nawet jak zejde to i tak ciezko nazwac to norma ; ) Chodzi o to, ze mam taka "aure", o ktorej ja sam nie wiem, ale wszyscy pozostali ja czuja ;p

Wybacz za lekka chaotcznosc, jednak ta pokusa laczenia kropek wedle wlasnej woli jest znacznie silniejsza. Z checia bym kontynuowal temat, jednak zbyt wiele tego poruszamy a zarazem niczego konkretnego i mozna sie pogubic.
Pracujesz w zawodzie czy raczej hobby?

użytkownik usunięty

Psychologia to infantylna nauka dla ludzi bez osobowości na którą idą najgłupsze osobniki, całe szczęście, że nie mogą wypisywać recept bo to byłaby tragedia. :P

użytkownik usunięty
Awgwa

Widzę, że skrzywdzony przez system pacjent psychiatryczny.

Negacja i deprecjonowanie - mechanizmy obronne.

Nie, po prostu widzę kto z mojego liceum poszedł na psychologię

Awgwa

nie lubię Wojtusia i Anielki.
Wojtuś i Anielka idą na psychologię.
Psychologia jest fuj i be.


oczywiście.

użytkownik usunięty
Awgwa

I masz czelność generalizować to na całe środowisko??
Bo znasz 1, 2, 3, 5 osób? Próba reprezentatywna wymaga byś znał co najmniej 25 osób, by ryzyko błędu wskazania było możliwie niskie i do zaakceptoweania. Używanie wielkich kwantyfikatorów w 99% jest niedopuszczalne mówiąc o tak zróżnicowanej zbiorowości, a zwłaszcza o bardziej złożonych układach.

Nie ma absolutnie żadnej możliwości, by jakikolwiek człowiek nie miał osobowości, to konstrukt niezbywalny. I wykręcanie się jakimiś "przenośniami" jest tu tylko nieudolną próbą wybrnięcia z nieznajomości języka polskiego.

Rozpoczynanie rozmowy od bluzgów oraz intensywne podniecenie świadczą raczej o niskiej inteligencji emocjonalnej, frustracji, własnych problemach psychicznych (często negowanych przez to, że podważa się autorytet specjalisty, bo wtedy jego opinia na nasz temat traci na mocy, a tym samym zachowujemy stabilny obraz siebie - czyli osób, w swoim przekonaniu, zdrowych) czy jakimś patriarchalno-analnym wychowaniu. Nie są to argumenty merytoryczne.

Wypowiadanie jakichkolwiek opinii pospolitego ignoranta, w roli eksperta to nadużycie i nie ma prawa ujść nikomu gładko. Nie masz nawet podstaw (kompetencji) do tego by opisać czym się zajmuje psychologia (5 lat magisterium, kilka lat specjalizacji, kilka lat kursów, kilka lat praktyki), a próbujesz się stawiać w roli biegłego eksperta??? Eksperta od czego? Od jedzenia ziemniaków? Co to ma do opiniowania podstaw merytorycznych jakiejkolwiek dyscypliny naukowej??? Jakiejkolwiek? Nie mam wykształcenia artystycznego, to nawet mi do głowy nie przychodzi by mówić, że ASP jest beznadziejne, a artyści to "leniuchy"... Ale takie podejście wymaga elementarnej kultury i wglądu we własny stan (nie)wiedzy. Ty mi tu operujesz jakimiś heurtystykami i się cieszysz, jaki to mądry "cynik" społeczny. Spec od kapusty i bigosu. :P

Ciekawe czy w ogóle rozumiesz co do Ciebie piszę. Jakieś kwantyfikatory, jakieś heurystyki, jakieś meryto... coś tam... "Się konowały uwzięły, a to tylko internet. Można każdego bluzgać za darmo".



Spotykam się z takimi "argumentami" nieustannie, zwłaszcza wśród osób zaburzonych, które reagują awersją na samo zwrócenie uwagi, iż mogą mieć jakiś problem. Całe szczęście nie muszę tu występować w roli psychologa by zachować jakąś neutralność, cierpliwość czy przychylność wobec kogoś, kto nie zna się na tym, co mówi, ale chce sobie podbudować przekonanie o wartości własnej osoby mówiąc byle co.

To napisz o tym książkę bo chyba masz mnóstwo niewyzwolonej energii. Tak, mam czelność generalizować to środowisko po tych 2-3 osobach; do tego dochodzą ludzie z lektoratów, zajęć ogólnouniwersyteckich itd. A ekspert od jedzenia ziemniaków i tak brzmi mniej obciachowo niż ekspert od psychologii.

użytkownik usunięty
Awgwa

Podrapałem się po uchu. Pół godziny później spadł deszcz.

= moje drapanie się po uchu powoduje deszcz.

= czyjekolwiek drapanie się po uchu powoduje deszcz w odstępie 30 minut.


To jest przykład Twojej "logiki". Najbardziej irytujące jest, że ludzie reprezentujący tak niski poziom, tak bezmyślnie recytujący uprzedzenia i zabobony zamiast wiedzy i nauki, kończą potem jakieś studia i karygodnie zaniżają ogół - dając opinię swoim "chamstwem" (czyt. prostotą). Nie ma tolerancji dla grubiaństwa intelektualnego czy ignorancji - te winny być zawsze tępione, a im wcześniej tym lepiej.

Najgorzej, że uczelnie w Polsce wcale nie są aż takie złe jak się je kreuje. Uczniowie bez elementarnych podstaw logicznego rozumowania przychodzą na uczelnie ze szkół. Moim zdaniem to szkoły powodują notoryczne zaniedbania wychowawczo-kształceniowe, o czym monitoruje się niepomiernie częściej niż o poziomie regularnie badanych uczelni wyższych (komisje akredytacyjne). Uczelnie nie są zwyczajnie w stanie nadrobić wszystkich tych zaległości w ciągu zaledwie kilku lat. No i potem mamy, "absolwentów" kretynów, którzy idą w świat usiłując pod swoje ułomne zasoby poznawcze interpretować rzeczywistość na bazie szczątków (zdanych na dostateczny) wiedzy uczelnianej....

Ty nie masz zielonego pojęcia o logice; nigdy nie miałeś matematyki dyskretnej, programowania ani innych przedmiotów w których rzeczywiście ma ona zastosowanie. Wszystko co potrafisz to ułożyć jakiś banalny łańcuszek syntaktyczny. Prawda jest taka, że Twój kierunek może skończyć każdy i dobrze o tym wiesz. A gdybyś był przekonany co do jego wartości, to nie broniłbyś go takim potokiem tekstu przed osobami których najwyraźniej nie szanujesz.

użytkownik usunięty
Awgwa

Nie szanuję Cię, bo jesteś plebsem (i to najpewniej Korwinowskim). :P

A potok słów kieruję do potencjalnych odbiorców, bo jeśli nie masz racji - a nie masz, bo wykazujesz ordynarną ignorancję i rażący brak logicznego rozumowania, to nie mogę milczeć, dokładając się do powstawania fałszywego wrażenia, iż twoje stanowisko jest w jakimkolwiek stopniu akceptowalne. Chamstwu trzeba pokazywać gdzie jego miejsce. W polu. :P

Zmasakrowali by cię na fizjologii, neuropsychologii, kognitywistyce, farmakologii, psychopatologii czy psychiatrii, gdzie nie zapamiętałbyś nawet kilku rzeczy, co dopiero recytując z pamięci setki nazw po polskum, angielsku, łacinie, wzajemnych powiązaniach, interakcjach leków, skutkach niepożądanych, tysiącach objawów według różnych systemów klasyfikacyjnych, teoriach i modelach, macierzach korelacji, statystycznych metodach opracowywania wniosków no i grubych dziesiątkach metod, nazywanych przez zwykłych ludzi tzw. "testami".

Dlatego właśnie jesteś plebsem i ignorantem, bo wypowiadasz się o czymś, o czym nie masz kompletnego pojęcia. Myślisz, ze psychologia to bycie miłym, dobrym, uśmiechanie się i zabawa z dziećmi drewnianymi klockami. Typowy cebulak, który nic w życiu nie osiągnie. :P


PS: tak się składa, że matematykę dyskretną, programowanie i inne banały, które wymieniłeś z pierwszych semestrów studiów informatycznych, również mam na koncie - bo staram się być wszechstronny. I nie mówię o jakimś samouctwie, tylko regularnych kursach i regularnych studiach. Człowiek cywilizowany ma wiele zainteresowań i wszystkie stara się je rzetelnie pogłebiać.

Co mi jeszcze powiesz, bym mógł Cie zgnoić? 19 latku? :P

Dałeś do pieca z tą wszechstronnością, informatyku po uniwerku pedagogicznym. I lepiej nie lekceważ tych przedmiotów bo na kolejnych semestrach też Ci się przydadzą. Ale dobrze, że próbujesz się przekwalifikować bo jeśli 3 zdania w Internecie potrafią doprowadzić kogoś do takiej rozpaczy, że zaczyna rzucać epitetami to nawet na psychologa się nie nadaje. Przemyśl dobrze to pole.

użytkownik usunięty
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem

Tak przyznaję, zmasakrowałeś mnie tak bardzo, że już nikt nigdy nie będzie wątpił w to, jak mądrymi ludźmi są psychologowie. Teraz i ja to dostrzegam.

użytkownik usunięty
Awgwa

Jedno, "ale".

Nie jestem psychologiem. Po prostu mam kilka wykształceń i chcę mieć więcej - dla siebie. Dla rozwoju. Z ciekawości. Z ambicji. Jeśli sprawiasz ludziom przykrość, tylko dlatego że wybrali inaczej niż ty, wyśmiewasz cudze ścieżki wyboru i kreujesz się na "deutschen über menschen" tworząc na tej podstawie jakieś reguły "wszyscy" są gorsi ode mnie, bo ja jestem taki wspaniały... to nawet nie-psycholog (nie wykonuję tego zawodu z wielu powodów, nie dlatego, że chcę się przekwalifikować!) musi zareagować. To wręcz się ociera o imperatyw. Tak samo, jakby grupka filologów robiła sobie jajo z informatyków, tak samo jakby grupa zdziecinniałych prawników robiła sobie żarty z biologów lub cybernetyków, albo gdyby studenci AWF czy ASP mówili, ale "po co nam astronomia - przecież to nikomu niepotrzebne głupoty". To samo gdyby fizycy obrażali socjologów lub filologów, dziennikarzy, etc... Zawsze będę reagował.

Do ludzkiej ciasnoty nie dociera to, że nie ma czegoś takiego jak zła nauka, jak niepotrzebna zbędna wiedza, marnowanie czasu / środków na naukę. Nie ma lepszych i gorszych dziedzin naukowych i kierunków studiów o ile spełniają one metodologiczne wymogi naukowe (interdyscyplinarność, replikowalność, falsyfikowalność, posiadanie metod pomiaru, paradygmatu
czy swoistego języka). Tych kryteriów nie spełniają "paranauka" i "pseudonauka". W przypadku pozostałych o owocach nie decyduje sam fakt ich pozyskiwania ("zbędność"), lecz potencjał i pomysł na wykorzystanie ich dorobku ("naukowcy odkryli, że węzły tworzą się spontanicznie na linach o odpowiedniej długości" - pozornie bzdura, ale trzeba umieć to wykorzystać). Wszystkie z powyższych dyscyplin spełniają te kryteria = nie ma rzetelnych podstaw do tego żeby jakąkolwiek naukę stawiać ponad drugą. Decyduje o tym jedynie element mody, a ten jest wyjątkowo nieprecyzyjnym i periodyczno-temporalnym (bo generacyjnym, sezonowym, responsywnym na jakieś trendy) wskaźnikiem.


PS: jakoś nigdy nie słyszałem by ktokolwiek podważał kompetencje teologów czy seminarzystów duchownych... To jest dopiero ultra-filologia, bo oni z oporem nawet ponad jedną książkę nie wykraczają (a nawet w ich wypadku, nie mam zamiaru zaświadczać o braku kompetencji czy własności umysłowych).

PS2: Panu (niedbającemu o to, by na wstępie budzić szacunek, darząc tym szacunkiem również innych) koledze proponuję w języku naturalnym zrezygnować z pojęć: osobowości, temperamentu, charakteru, percepcji, nawyku, przyzwyczajenia, zachowania, emocji, zaburzenia, choroby, deprywacji, psychiki, habituacji, określeń fizjologicznych i biomedycznych odnoszących się do molekularnej natury np. kanałów jonowych, zagadnień powinowactwa chemicznego czy przekaźnictwa neuronalnego. Dobrze byłoby też wyeliminować z użytku jakiekolwiek określenia konkretnych stanów psychicznych (pójść w kierunku antypsychiatrii z lat 60-tych), bo to wszystko i wiele więcej ewoluowało równolegle tworząc psychologię w postępowaniu diagnostyczno-terapeutycznym oraz psychiatrię w postępowaniu diagnostyczno-medycznym i bazując na logice kartezjańskiej, Sokratesach, empirii, pozytywizmie, rozwoju metodologii i innych "pedalstwach" dla "przygłupich" "mięczaków zbyt słabych by studiować jedynie prawdziwą naukę - informatykę", która nawiasem mówiąc nie posiada nawet własnych podstaw teoretycznych, a paradygmatem czerpie z matematyki, która też nie jest "prawdziwą" nauką, bo czerpie z logiki, która też nie jest "prawdziwą" nauką, bo ta czerpie z filozofii... która...

... a jaskiniowiec uderzył krzemieniem o skałę i tak powstał ogień.

nieznajomy43

Tutaj nie chodzi o samą chorobę, ale o jego sposób radzenia sobie z nią i podejście oczywiste że to musi budzić podziw. Gdyby miał takie same osiągnięcia naukowe będąc zdrowym nie był by aż tak rozpoznawalny i znany. Ale gdyby był tylko chory i nie miał wybitnych dokonań w dziedzinie nauki na pewno nie byłby znany w ogóle. przede wszystkim jest wybitnym naukowcem a jego choroba i sposób w jaki sobie z nią radzi sprawia że dla innych staje się ciekawszą i "silniejszą" osobowością, zyskuje też znacząco na rozpoznawalności. Pamiętam taką wypowiedź z jednego z odcinków "Z Archiwum X" gdzie jeden z bohaterów mówi że w sumie gdyby urodził się bez nogi to wystarczyło by aby sobie normalnie radził w życiu i inni ludzie by go podziwiali, a tak musi się ciągle bardziej starać i coś udowadniać. To poniekąd prawda tylko że wielu ludzi się załamuje i poddaje pod wpływem różnych chorób i niepełnosprawności, nie każdy podejmuje nierówną walkę z chorobą lub ułomnością bo jest o wiele trudniej żyć a co dopiero osiągnąć duży sukces.

nieznajomy43

Nie byłby, ponieważ to właśnie choroba przyczyniła się do tego jaki jest teraz genialny. Sam Howking powiedział, że jest przeciętnym naukowcem, którego stan sprawił, że w 100% poświęcił się swojej pracy. Umysł jest plastyczny i cały czas się rozwija. W jego przypadku został mu tylko umysł, więc...... Resztę dopowiedzcie sobie sami :) .

ocenił(a) film na 6
nieznajomy43

Genialny naukowiec.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones