Według mnie film był słaby, a ocena dla niego mocno zawyżona, co więcej uważam, że jest on przereklamowany.
Całość psuje jednak NADMIERNY patos. Wszyscy wiemy jak dobry potrafi być film biograficzny i wszyscy wiemy też, że większość tych z szufladki "dobry film biograficzny" operuje zgoła odmiennymi środkami wyrazu.
Historia sama w sobie dobra i wzruszająca, bo przecież napisana przez życie, ale prędko zostaje ogołocona z tych dwóch epitetów przez reżysera, który słabo zaklął ją w ramy filmu.
Co do samej gry aktorskiej: można by porównać Redmayne'a do Dawida Ogrodnika z filmu "Chce się żyć" i chwilę po porównaniu orzec, że Polak okazał się od niego o dwie klasy lepszy. O ile oba filmy mogły być wzruszające głównie dzięki grze aktorskiej to takim jest tylko ten Macieja Pieprzycy (biorąc pod uwagę również fakt, że "Teoria wszystkiego" nie jest poświęcona w przeważającej części Redmayne'owi pod względem czasu przebywania na ekranie).