Punktem wyjścia do prac nad scenariuszem było autentyczne zdarzenie z życia realizatorki: śmierć małej córeczki Pauline, której ojcem był Jean-Louis Trintignant.
Aby nakręcić sceny w mieszkaniu, siedmioosobowa ekipa zamknęła się w nim na cztery dni. Reżyserzy chcieli, żeby odtwórcy głównych ról byli naprawdę wykończeni i wyglądali tak, jakby mieli już wszystkiego dosyć i wszystko przestało na nich robić wrażenie.