Trudno było się spodziewać wybitnego filmu, skoro za projektowanie Galvatrona zabrał się gość od Prady (S.Tucci), a krótkie spodenki przestała wypełniać Megan Fox.
Dodatkowo, scenariusz aż roi się od błędów, niemniej o ile na większość uchybień można popatrzeć przez palce, to absolutnie niewiarygodne jest to, że w trakcie tych wszystkich pościgów i strzelanin, ani w USA, a co jeszcze bardziej nieprawdopodobne również w Chinach, nie widzimy na ulicy żadnej osoby, która by stała i kręciła film komórką... no way!
Niemniej, tak w okolicach 1/3 filmu, kiedy to Lucas (T.J.Miller) ma wreszcie trochę krótsze kwestie, być może część z Was zacznie zauważać, że ten film jest prawdziwą skarbnicą 'wiedzy'.
Nie bójcie się poddać rytmowi filmu, a zobaczycie, że wypasione fury są nie tylko na genewskich targach motoryzacyjnych (gdzie podobał mi się np. Aventador LP750-4), a w USA dymią nie tylko pojemniki ze śmieciami w ciemnych alejkach, ale nawet statki kosmiczne obcych.
Z filmu można się również dowiedzieć, że Chińczycy potrafią skopać nie tylko budowę autostrady A2, chociaż z drugiej strony zwiedzając Państwo Środka warto mieć się na baczności skoro tam nawet łepek w windzie zna karate i nie waha się go użyć.
'Wiek zagłady' może też dać do myślenia osobom, które w niedzielny poranek zasiadają przed ekranami telewizorów, bo okazuje się, że nie każde 'Ziarno' (seed) daje oczekiwane plony.
A globtroterów na pewno ucieszył prosty pomysł na rozwiązanie problemów z 'jet lagiem', wystarczy podpaść CIA i mieć pod ręką bombę taktyczną (chociaż jak bomba zacznie tykać, to nie jest nic dobrego).
A i najważniejsze... uciekając w Chinach przez obcymi, albo CIA, warto znać... Huòdé tā mā de chūlái.