Najnowszy film Martina McDonagha to genialnie skonstruowany dramat pokazujący problemy zwykłych ludzi. W niebagatelny sposób prezentujący ich ból i bezradność. Jedna tragedia ciągnie za sobą drugą. Wszystko sypie się jak domino. McDonagha stworzył postaci pod wybranych już wcześniej aktorów, których chciał zaprosić do współpracy. I to czuć. Zwłaszcza gdy patrzymy na kreację Sama Rockwella i Frances McDormand. Ten duet hipnotyzuje. Dialogi są bogate w kąśliwe puenty i pełne emocji. Reżyser w tym wypadku wykazał się umiejętnością doboru aktorów godną Quentina Tarantino.
Pod względem wizualnym produkcja Irlandczyka jest w pełni dopracowana. Małe miasteczko w Missouri niezwykle realistycznie prezentuje się w obiektywie. Nie ma tam jednak pięknych domków z białymi płotkami. To raczej odrapane, stare posiadłości z lokatorami, którzy prowadzą zwykłe życie za średnią krajową. Oczywiście zdarzają się też osoby bardziej majętne, jak to w każdej społeczności bywa.