PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=767406}

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

Three Billboards Outside Ebbing, Missouri
7,9 224 223
oceny
7,9 10 1 224223
7,8 54
oceny krytyków
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
powrót do forum filmu Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

To nawet zabawne. Sądziłem, że film zawiedzie mnie w zupełnie inny sposób. Tymczasem zawiódł właśnie w taki.

Mniemałem, że waleczna, nieugięta i troszkę bezczelna kobieta zaweźmie się i będzie walczyć o pamięć córki i ukaranie winnych. Spodziewałem się śledztwa, spisków, chowania sprawy pod dywan, zwrotów akcji i zawziętej, straceńczej postawy głównej bohaterki, która tylko w paru chwilach ukaże swoją subtelność i emocjonalność. I będzie ciekawie, emocjonująco, ale z silnym poczuciem, że takie filmy już były.

A uzyskałem dość uproszczoną zabawę formą. Owszem, były smaczki, ale to trochę tak, jakbym poszedł sobie na studencki festiwal poezji śpiewanej, a tam ktoś by przez chwilę parodiował Lindę, chwilę Dańca, potem wyszedłby z czerwoną peruką, przesprejował ją na zielono, a widownia pokładałaby się ze śmiechu i długo biła brawo, wołając o bisy.

Ktoś kiedyś powiedział, że Polska jest trochę zbyt duża i zbyt bogata, by robić filmy eksportowe, a kiedy żadne epokowe wydarzenia społeczne czy historyczne nie dzieją się właśnie w tle, jest za mała i zbyt biedna, by robić filmy naprawdę dobre.

Parę razy miałem okazję oglądać drugi raz w towarzystwie młodych ludzi z obcych krajów relatywnie nowe polskie filmy, uchodzące za kultowe. W większości przypadków reagowali na poszczególne sceny zupełnie inaczej niż polska widownia, a po seansach nie pałali zbytnim entuzjazmem. Zastanawiałem się czy wynikało to ze złego tłumaczenia na angielski, ich słabej znajomosci tego języka czy może po prostu zupełnej niezdolności do odczytania polskich realiów, którymi przesycone były filmy.

Dla odmiany, przeciętny Polak czuje się co najmniej dobrym znawcą realiów amerykańskich. Wszakże obejrzał dziesiątki tamtejszych filmów, zna wiele utworów, a może i kiedyś nawet obiła mu się jakaś książka.

Może zatem film jest przesycony motywami, z którymi nie jestem zapoznany, więc pojmuję je nazbyt dosłownie bądź wcale ich nie dostrzegam? Może to prawdziwe arcydzieło, mistrzowsko przemykające po kluczowych wątkach współczesnej amerykańskiej kultury?

Takie myśli krążą mi po głowie, bo po prostu nie spina mi się mój odbiór z tym, co o filmie słyszałem i czytałem. Dla mnie to właśnie luźna zabawa stylem. Film jest w pewnych aspektach bardzo szablonowy, w innych zaś widza zaskakuje. Ciekawie przeplata krzywdy, jakich poszczególni bohaterowie doznają od siebie wzajemnie. Wplata też sporo stereotypów, co dla mnie dla dłuższą metę jest zgoła męczące. Ładnie pokazuje pewną ewolucję charakterów, ale w gruncie rzeczy skupia się raczej na tanim efekciarstwie.

Jakiś jelonek Bambi na ekranie zazwyczaj wywoła w widzu miłe odczucia. Naburmuszona, pyskata kobieta, w umiarkowanie przyjaznym otoczeniu, pałająca żądzą zemsty i uśmiechająca się oszczędnie raz na długi czas też wzbudza jakieś emocje, zwłaszcza gdy wiemy, że wydarzyła jej się krzywda. Być może jest skonstruowana tak, by jej współczuć i wspierać ją w walce o sprawiedliwość. Dla mnie była na dłuższą metę raczej nie do zniesienia, zwłaszcza, że to już nie pierwsza taka rola tej aktorki i to po prostu nuży. Kiedy kopie dzieciaki po kroczu, dokonuje zamachu terrorystycznego albo wierci facetowi dziurę w kciuku, mnie tym bardziej napawa obrzydzeniem. Podejrzewam, że są tacy, których takie sceny rajcują, a gdy zamiast wyłożyć księdzu swoje motywy, wyjeżdża z głupkowatą analogią o gangach i pedofilach, będą wprost klaskać uszami. Mnie to żenuje.

Już chyba wolałbym, by ktoś tu gnębił jakichś Murzynów, niż by wielokrotnie żonglowano sloganami o rasiźmie i homofobii. Nie wiem jaką rolę w tym filmie ma to dawanie sobie po mordzie, poza potencjalnie rozrywkową. To samo z epatowaniem nas mamusią pana, co zapomniał odznaki. Podobnie postrzegam przerysowaną postać kochanicy byłego męża głównej bohaterki. Podejrzewam, że widz ma z ich dialogów coś wyczytać bądź ewentualnie czerpać jakąś rozrywkę. Do mnie zupełnie nie przemówiły.

Fragment fabuły o komendancie policji, jego rodzinie i samobójstwie zupełnie zbił mnie z pantałyku. Głównie z tego względu, że sądziłem iż spędza czas ze swoją córką i jej dziećmi, a nie z własną żoną. Nie wiem co widzom przekazują sceny z wędkami i dziewczynkami. Strzelenie sobie w łeb mimo wszystko jawi mi się jako bardziej dla kobiety traumatyczne niż powolne umieranie małżonka. Popłoch jaki wzbudziło to na jego komendzie nasunął we mnie myśl, że być może dowiemy się czegoś o jego bohaterskich działaniach z przeszłości, którymi zasłużył sobie na takie uznanie. A tu w zasadzie nie ma nic...

No chyba, że te parę scen miało wywołać w widzu wrażenie, że jeszcze przed śmiercią mocno się zmobilizował, by odszukać gwałciciela i dopiero po jakimś czasie skonstatował, że na pewno nie było ni cienia poszlak.

Nie było dla mnie jasne czy Dixon, przysłuchując się w knajpie kluczowej rozmowie, był tam w jakimś celu czy może zupełnie przypadkowo. Nie wiem czy minął dzień od wyrzucenia go czy tygodnie albo miesiące. Mam wrażenie, że minęła ledwie chwila, stąd spełnienie się proroctwa kolegi z pracy jest jednak kapkę zbyt szybkie i za dosłowne.

Z kolei wątek z zauroczonym karłem oddaje w jakiejś mierze emocje ciągnące się przez cały film. Trochę to nawet zabawne, choć z lekka naciągane, trochę żenuje, a gdy chwilę o tym pomyśleć, napawa nutą smutku. Kompletnie zatem nie pojmuję wszechobecnych peanów pod adresem tego filmu. Podobnie jak sensu wstawienia w film smukłego, wdzięcznego zwierzątka czy żarcików z kapućkami.

Zakończenie filmu akurat nie wydaje mi się złe. Zawiesza gdzieś w powietrzu kwestię sensu zemsty, przebaczenia, losowych karzących za przewinienia itd. Aczkolwiek główna sprawa pozostaje dla mnie niejasna - czy czasem ów podsłuchany nie był tym samym delikwentem, który rzucał jakąś statuetką w sklepie głównej bohaterki? Może przypadkowo skojarzyły mi się postaci, a może to właśnie winny.
Poza tym, mam wrażenie, że opcji może tu być co najmniej parę. Np.:
- Podsłuchany jest mocno ustawionym tajniakiem i tylko pozornie nie przebywał na tym obszarze. De facto kryje go góra. Może i Murzyn jest tu czarną postacią.
- Podsłuchany, zgodnie z przedstawionym wątkiem, przebywał gdzieś na misji zagranicznej i tam dopuścił się owego przewinienia.
- Podsłuchany mocno konfabuluje, by zyskać zainteresowanie rozmówcy i nie uczynił tego, o czym opowiada.

Gdybym nie oglądał filmu po wielu miesiącach od premiery i po zetknięciu z jakże wieloma treściami sławiącymi jego wspaniałość, pewnie miałbym lepsze odczucia. Kłopot w tym, że gdy zaczynam zastanawiać się co bym wykreślił, bo jest zbędne czy kuriozalnie przerysowane, to w zasadzie w filmie nie pozostaje nic. A jednak coś mi się w nim jednak podoba. I na tym właśnie bazuje bodaj każda zabawa formą - ewokuje jakieś emocje, przypuszczenia i skojarzenia, po czym splata je ze sobą nim odbiorca zdąży je sobie poukładać. Jeśli ktoś uprze się, by film potraktować poważnie, bez trudu znajdzie w nim materiał do wyciągania wniosków na tematy bieżące i to podanych tak, by dyskusja nie kończyła się zbyt szybko. Ale chyba lepiej oglądać go na luzie, bez szczególnych oczekiwań. Wówczas łatwiej o entuzjazm.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones