Bo niby ten gość, co opowiadał w barze, że nie był winny i policja to potwierdziła.
Ale po co wszedł do jej sklepu i powiedział, że chciałby żeby to był on? To jakiś rodzaj perwersji? Czy po prostu przypomniał sobie, że zrobił tak samo i co, miał satysfakcję, że matka cierpi?
Czy policja nie chciała rozwiązać tej sprawy?
Powstaje wiele filmów, gdzie trzeba domyślać się zakończenia ostatnimi czasy, co mnie bardzo irytuje. Czemu nie mogli go dokończyć i wyjaśnić wszystko, żeby widz wiedział dokładnie o co chodzi?
Mógł to być faktycznie żołnierz na misji, mógł być innym wojskowym wysokiej rangi, mógł być jakimś pociotkiem kogoś wysoko postawionego... nie ma to znaczenia w filmie. Ważne jest to, że był nietykalny, czy to z powodu alibi, koneksji czy sprawowanego stanowiska. Tak samo ważnym jest, że przyczynił się do podobnej (czy nawet tej właśnie) zbrodni i się tym chełpił, afirmując swoją "nietykalność". Osoba, która gwałci, podpala ofiary, czerpiąc z tego satysfakcję i przyjemność, nie jest osobą "normalną". To psychopata, który postępuje irracjonalnie - całkiem inaczej niż przeciętny Kowalski. Kowalskiego kręciłby ten porcelanowy zajączek, psychopatę kręci lęk swoich ofiar. I taki był właśnie jego cel wizyty w sklepie. Moim zdaniem potrzebował dodatkowego bodźca, podniety, co miało mu zapewnić wzbudzenie strachu u ofiary (ofiary przemocy psychicznej). Może chciał poczuć ponownie ten "dreszczyk emocji" wzbudzając w kimś lęk czy obrzydzenie. Zakończenie jak najbardziej na +. Każdy może zinterpretować je po swojemu.
Nowy komendant nie mówił do Dixona "dobrze się spisałeś" jak rozmawiali o alibi tego wojskowego? Tak jakby wiedział, że mają sprawcę ale jest nietykalny. Niestety Dixon nie załapał.
Powiedział: "Dobra robota Jason", a potem z uśmiechem "Naprawdę kawał dobrej roboty", i potem zasadniczo dodał "ale to nie on". Później powiedział, że ma czystą kartotekę i że nie popełnił żadnej podobnej zbrodni, że temu policjantowi się może coś uroiło i potem powiedział, że nie było go nawet w kraju. Jak się zapytał gdzie on był, to sierżant mu powiedział, że to ściśle tajna informacja (halo?!).
Tyle to ja wiem, tylko cała ta sytuacja daje do myślenia, jakby chciał dać do zrozumienia Dixon'owi że złapał mordercę ale jest kryty i nie można go skazać za to morderstwo. Szkoda, że Dixon nie zabrał próbki krwi tego typa i nie zrobił testu porównawczego prywatnie. Zapewne mieli jego DNA w aktach sprawy (magazynie policyjnym?) bo szeryf o tym wspominał. Oddał fiolkę a co się z nią działo i czy dotarła nienaruszona nikt nie jest w stanie tego potwierdzić.