Mianowicie, chodzi o jego przemianę, która następuje w trakcie przeczytania listu szeryfa. Ta scena z pożarem w tle, jest mocno ckliwa, i sama w sobie średnio pasuje do reszty filmu, chociaż fabularnie jest potrzebna. I w efekcie otrzymujemy wyświechtane - każdy zasługuje na szansę- Mam wrażenie, że zostało to, źle rozpisane. W pierwszej części przesadzono z ukazaniem Dixona jako tępego, ograniczonego, rasistę, który nie przykłada się do obowiązków policjanta. By później zbyt szybko to odkręcić. Wyszło jakoś mało przekonująco.