Film rozwleczony (typowe dla "ambitnego kina" - połowa scen do wywalenia). Dialogi niby cięte i dowcipne a generalnie sprowadzały się w dużej części do przekleństw. Oczywiście wplecione wątki w stylu "Black lives matter" tj. los biednych dindu nuffins na zacofanym południu, oczywiście kościół i pedofilia - scenarzysta wylał chyba wszystkie swoje fobie. Kiedy na koniec sytuacja się rozwija i wreszcie robi się trochę ciekawiej (jadą do Idaho) to film nagle się kończy. Plus za dobre zdjęcia.